wtorek, 13 maja 2014

Chapter Three


Na pewno znacie ludzi, którzy wkurwiają wszystkich swoją obecnością albo zachowaniem. Nikt ich nie lubi chyba, że wszyscy je lubią, a jest jeden wyjątek. Czyli ja. Wkurzanie ludzi to chyba główna cecha Nialla. Dzisiaj miałam bardzo fajną i miłą pobudkę. Ten sarkazm.

-Ej Diana wstawaj.-powiedział jakiś głos. Mruknęłam nieznane mi słowa pod nosem.-Jest już ósma pora wstać, wiesz?-zapytał.

-Spierdalaj.-machnęłam ręką i przekręciłam się na inną stronę łóżka. Usłyszałam jak postać wychodzi z pokoju i po chwili znów wchodzi. Nagle poczułam coś strasznie zimnego. Wstałam jak oparzona. Zobaczyłam uśmiechniętego Nialla z wiadrem w ręce. Czułam jak krople wody zjeżdżają wzdłuż mojego ciała.-Kurwa! Niall nie żyjesz!

  Gonitwa nie była najlepszym rozwiązaniem. Pamiętam ,że przebiegłam przez salon i wyleciałam na dwór tuż za nim.

-Zatrzymaj się, no!-powoli opadałam z sił. 
-Wiesz.-przedłużył.-Trochę kondycji by się przydało.-zachichotał opierając się o drewniany płot. Myślałam, że wyjdę zaraz z siebie, ale na jego szczęście tak się nie stało. Jeszcze.-Jak już wstałaś to ubieraj się. Dzisiaj twój wielki dzień!

-Chyba Cię posrało.-jęknęłam. Jeśli wielki dzień mogę nazwać tym, że będę cokolwiek tutaj sprzątać lub przenosić to jeszcze lepiej byłoby mnie wysłać do poprawczaka. 

 Popatrzałam na niego jeszcze chwile i weszłam do środka. Można było zauważyć za mną ślady mokrych stóp. Jak ja to będę musiała sprzątać to chyba kogoś coś zaboli. Nie moja wina.

A właśnie teraz jest ten moment, którego nienawidzę.

-Czemu?-spytałam zawiedziona i zdziwiona.

-Co?-do kuchni przyszedł Niall z tym swoim irytującym uśmiechem.

-Nie ma śniadania.-oznajmiłam krzyżując ręce na klatce piersiowej.

-To sobie zrób. To chyba nic trudnego.-zaśmiał się i pokazał palcem na lodówkę. 

 Rozumiecie? Sama miałam sobie zrobić coś do jedzenia. To jest niesprawiedliwe! Żeby nie było to zrobiłam kanapkę. No przynajmniej próbowałam.

-Serio? Nie wiesz co zrobić?-zapytał. Nie żeby coś, ale jak się robi kanapkę? Wiem, że najpierw idzie masło. Wzięłam je do ręki aby później posmarować nim kromkę chleba. Wyjęłam także nóż i go chyciłam. Źle go złapałam po czym spadł mi na podłogę.-Sieroto, może ja to za ciebie zrobię?

-Umiem sobie sama poradzić.-podniosłam go z podłogi i dałam do zlewu.

Po dziesięciu minutach się udało. W aktualnej chwili siedzę na ławce i odpisuje na wiadomości fanów. Zazwyczaj są pytania jak się czuję czy coś w tym stylu. Wczoraj wieczorem jeszcze przed spaniem dostałam sms od Paula, w którym powiadomił mnie abym nikomu nie mówiła gdzie się znajduję. Zrobiłabym mu na złość, ale chyba też potrzebuję trochę prywatności. A poza tym zostawili mnie bez kasy. Zabrali ją sobie tak po prostu. A co tam weźmy je po co Diana będzie ich potrzebować?

-Z tego co wiem to miałaś pracować, a ja miałem Ci pomagać, a nie na odwrót. Sorry ty w ogóle nic nie robisz.-powiedział blondyn wyrywając mi telefon z rąk i rzucając go gdzieś w wysoką trawę.

-A z tego co ja wiem to właśnie bym leżała w wygodnym łóżku hotelowym, a nie była tu wraz z tobą.-odpyskowałam wstając i mierząc się z nim. Niestety był wyższy o jakieś piętnaście centymetrów. Konefka! Co? Jaka zaś konefka?

-To masz problem.-mruknął patrząc mi prosto w oczy. Śmieszyła mnie ta sytuacja, chociaż próbowałam utrzymać kamienną twarz. Taki głupi chłopak i taka mądra ja.- Co Cię tak bawi?

-Jakim cudem? Umiesz czytać z oczu?-zadałam pytanie dziecięcym głosem.

-Jeśli przesiaduję z moimi znajomymi całe dni to widzisz jakie tego są efekty.-machnął ręką i zmarszczył brwi.-Ej! A byś mnie zagadała. Musisz zabrać się do pracy. Najpierw przenieś te związane siano tam.-pokazał palcem na miejsce. Było z dwadzieścia metrów od nas.

-Boli Cię coś?-postukałam palcem o głowę pokazując jego wyraz inteligencji.

-Diana, idź i to zrób. Nie będę więcej powtarzał.-westchnął.

-To nie powtarzaj.

-Diana.-spojrzał na mnie.-Możemy tu siedzieć, aż do rana jak to dopiero zrobisz.-usiadł nieopodal mnie.

-Ile tu w ogóle siedzimy?-zapytałam.

-Cztery godziny. Zdążyłem przenieś moje siano, a ty siedziałaś na telefonie.-odpowiedział. 

-Wiesz to mój drugi dzień tutaj, a już Cię nie lubię.-uśmiechnęłam się sztucznie i wstałam aby rozprostować nogi. 

-Wzajemnie.-prychnął pod nosem.-To zrobisz to w końcu? Głodny jestem.-przerwał ciszę.

-Chcesz abym przeniosła trzy kilogramy siana bo jesteś głodny?-zapytałam wkurwiona.

-No.-przerwał na chwilę.-Tak.-dodał.

-Nie zrobię tego.-klasnęłam w dłonie.

-Zrobisz.-zmrużył oczy.

-Właśnie, że nie.

-Właśnie, że tak.-przeczesał swoimi palcami włosy.-Jeśli to zrobisz będziesz miała wolne przez resztę dnia, więc?-zapytał na co pokiwałam przecząco głową.-Jesteś upierdliwa.

-A ty pyskaty. Możesz zawsze to zrobić za mnie.-oparłam się o płot i poprawiłam buty.-Ja mogę na przykład uczyć się tego od Ciebie.

-A i tak nic nie zrobisz, prawda?-pokiwałam głową.-Dopiero co usiadłem.-podniósł się ze swojego miejsca, założył jakieś rękawice i potarł nimi o siebie. 

Chwycił siano za sznurek i ruszył z nim. Tak było dopóki nie przeniósł wszystkiego. Odłożył wszystko na swoje miejsce i mogliśmy ruszyć w stronę drzwi.

-Dzięki.

-Następnym razem sama to zrobisz.-oznajmił. Przeszukałam kieszenie moich spodenek, ale nic nie znalazłam.

-Niall. Gdzie jest mój telefon?-wbiegłam do kuchni spojrzawszy na chłopaka.

-Zapewne leży gdzieś w trawie.-zaśmiał się. 

Wybiegłam z domku i znalazłam się pod płotem. Zbadałam dokładnie wszystko, lecz nigdzie nie znalazłam mojego telefonu.

-Tego szukasz?-zapytał irytującym tonem blondyn przekręcając w dłoni mojego Iphona. Wstałam i podeszłam do niego.

-Oddaj.

-Nie.-podniósł rękę wyżej przez co wiedziałam już, że nie mam szans.

-Tak.

-Nie.

-Tak.

-Dobra koniec. Jutro do nas przychodzi Harry a w sobotę moi znajomi. Proszę Cię tylko o to byś była grzeczna. Zrozumiano?-pokiwał mi przed twarzą moim telefonem.

-A oddasz mi mojego skarba?-splunęłam.

-Jeśli będziesz grzeczna.

-Wiesz, że Cię nienawidzę?

-Powtarzasz się.-oddał mi telefon i zajadając się kanapką, której wcześniej nie widziałam ruszył z powrotem do środka. 

Ruszam za nim. Wchodzę i od razu wskakuję na kanapę, z którą zdążyłam się zaprzyjaźnić. Próbuje włączyć mój telefon i zauważam, że jest rozładowany. Super. Wstałam i poszłam do pokoju. Otwieram walizkę i od razu biorę się w poszukiwaniu ładowarki. Nie umiem jej znaleźć, przecież jeszcze tu była. Trzy dni temu. przeszukałam już chyba wszystko a po niej ślad zaginął. Jedynie wyjście to pożyczenie. Nie piszę się na to. Niall to głupi, pyskaty, wkurwiający, niedojrzały frajer. Mogłabym też pożyczyć o starszego pana, ale go nie ma, a ja nie mam nawet małego pojęcia gdzie ona może się znajdować. Siadłam na łóżku oczekując na zbawienie. Zamknęłam oczy i czuję jak odpływam.

Pukanie do drzwi budzi mnie z przyjemnego snu. Na dworze zrobiło się ciemno. Ile tak przeleżałam. Krzyczę "proszę". Do środka wchodzi straszy pan. Na pewno jest to dziwne, że nazywam go starszym panem, ale jest stary. Nie pytajcie.

-Chciałem się zapytać czy zjesz z nami może kolacje.-powiedział.

-Tak chętnie. Pogadajmy sobie jak najlepsi przyjaciele.-odpowiedziałam sarkastycznie. Spojrzał nam mnie wymownie.-Nie, nie chce z wami nic jeść. Nie jestem głodna.-zakrywam ręką twarz i upadam na łóżko. W pokoju rozbrzmiewa głód mojego brzucha.

-Właśnie widzę.-mruknął Bobby i wyszedł. Spojrzałam przez okno. Jezioro nawet w ciemności wydaję się takie piękne.

Nie dostrzegałam tego, że w drugi dzień tak mnie potraktują. Myślę żeby plan czas zacząć. Najwyraźniej będzie źle. Bardzo źle Horanowie.

____________________________________________________
I o to kolejny rozdział :D
Wiem spierdoliłam sprawę. Rozdział jest nieco krótki a to z powodu czasu. Rok szkolny się kończy, a ja musze popoprawiać oceny :)
Następny przewiduję na niedzielę, teraz akurat są mecze, więc jest duża szansa, że się uda.
Bay
Domel ox

2 komentarze:

  1. zapowiada się ciekawe opowiadanie ;3 czekam na kolejne rozdziały !

    i przy okazji zapraszam na mojego bloga:
    http://onedirectionandi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny :* czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń