wtorek, 29 lipca 2014

Chapter Nine

Po drodze kupiliśmy jeszcze jakieś jedzenie dla psa.

Kiedy wróciliśmy do domu od razu pobiegłam do pokoju sprawdzając czy Joki jeszcze żyję. Zostawiłam mu wodę i jakieś żarcie. No nie do końca można to nazwać jedzeniem, dlatego wzięłam jakieś chrupki.

Mały szczeniak podbiegł do mnie skacząc dookoła kiedy ja z trudem próbowałam go uciszyć, żeby sam nie był mokry. Odwróciłam się aby zobaczyć ślady moich brudnych butów na panelach. Ściągnęłam je i rzuciłam gdzieś w kąt. Zdjęłam także bluzę i odłożyłam na krzesło. Zamknęłam jeszcze drzwi aby Joki nie wyszedł. Później przebrałam się zmęczona w piżamę. Zasnęłam.

***

Rano obudziło mnie piszczenie przez co od razu się zbudziłam. Pies zapewne chciał iść na dwór, więc dlatego teraz stoję na dworze i patrzę na biegającego psa. Spojrzałam w górę oceniając pogodę. Nie była najlepsza. Chmury. Wszędzie chmury. Zapowiada się kolejny nudny dzień, ale jest jeden plus. Impreza. Wczoraj jeszcze skontaktowałam się z Zayn'em i ustaliliśmy, że przyjedzie po mnie o dwudziestej trzydzieści. Podziękowałam mu i na tym skończyła się nasza rozmowa. Nie wiedziałam w co się ubrać, ale postanowiłam na zwykłe dżinsowe spodenki i jakaś koszulka. 

Gdy znów spojrzałam na ziemie uświadomiłam sobie, że nigdzie nie widać Jokiego. Zaczęłam się rozglądać. 

-Jaki pech.-mruknęłam sama do siebie.-Joki!-zaczęłam się wycierać. 

Psiaka nigdzie nie było a ja coraz to głośniej się darłam i biegałam na wszystkie strony. Usłyszałam znany mi głos za mną przez co się odwróciłam.

-Dlaczego go puściłaś ze smyczy?-zapytał Niall mając mojego psa na rękach.

Wywróciłam oczami i odebrałam mu mojego psa. Zaniosłam go do domu gdzie ostawiłam go na podłogę. Z tego, że byłam bardzo podekscytowana imprezą, zaczęłam szukać blondyna aby powiedział mi co mam dzisiaj do zrobienia. Znajdował się w salonie czytając książkę? Dobra.

-Co dzisiaj robimy?-zapytałam przystając przy fotelu, na którym siedział.

Uniósł  swój wzrok znad książki.

-Nic.

Pokiwałam głową i zmierzałam w kierunku schodów dopóki się nie ogarnęłam i z otwartą buzią nie odwróciłam do niego.

-Chwila. Co?-zapytałam marszcząc charakterystycznie brwi.

-Dzień wolny.-powiedział nawet na mnie nie patrząc.

-Czyli co mam robić?-wzruszył ramionami, a ja poszłam do sypialni.

Nie sądzę aby coś ciekawego teraz się zdarzyło. Mogę jedynie leżeć i marzyć o tym abym miała co robić. Na serio. Mogłabym iść na dół i po wkurzać Nialla, ale z innego punktu widzenia mi się już tam nie chce iść. Jest jeszcze pies, ale z nim byłam. Więc zostało mi tylko czekanie.

***

Już tylko pół godziny a ja nie jestem gotowa. Jak ja mogłam tak długo spać? Dobra nie czas na to.

Z walizki, której w dalszym ciągu nie rozpakowałam bo oczywiście czekam na zbawienie, wyciągnęłam spodenki z wysokim stanem koloru granatowego i białą koszulkę z jakimiś czarnymi napisami. Cichym krokiem ruszyłam do łazienki gdzie od razu się przebrałam. Zrobiłam kreski i musnęłam tuszem po rzęsach. Wyszłam z pomieszczenia mając nadzieję, że nie spotkam nikogo z domowników co okazało się prawdą. Szybkim zamachem zamknęłam drzwi. Z walizki wyszukałam jeszcze moje martensy i już miałam dzwonić do Zayna, gdy ktoś zapukał do drzwi. Uwierzcie lub nie, ale na serio się wystraszyłam.

-Diana?-zapytał głos blondyna.

-Nie wchodź!-krzyknęłam przeklinając się w duszy za to, że zamiast normalnie powiedzieć krzyknęłam.-Coś się stało?-zapytałam.

-Nie. Chciałem tylko sprawdzić czy jeszcze żyjesz.-powiedział.

-Dzięki. Jakby co to żyje, ale idę...-zamyśliłam się na chwilę. Prawie mu kurna powiedziałam co chce dziś robić.-Spać! Tak właśnie. Idę spać.-uniosłam palec.

-Dobra.-odpowiedział głosem, który wskazywał na to, że ledwo co się na to nabrał.-To dobranoc.

-Tak, tak, dobranoc.-chrząknęłam.

Telefon zaczął mi wibrować pokazując, że dzwoni do mnie czarnowłosy.

-Diana jestem niedaleko, idziesz?-odezwał się głos Zayna.

-Jak mam niby wyjść kiedy Niall grasuję na zewnątrz?!-podniosłam głos szepcząc.

-Który to jest twój pokój?-zignorował moje słowa.

-Przed ostatnie, z tyłu.-odpowiedziałam siadając na łóżku.

-Daj mi chwilę.-powiedział i rozłączył się.

Tak ignoruj mnie. No bo po co prowadzić ze mną rozmowę i mnie słuchać? Przecież jak zwykle to oni mają rację. Nagle coś walnęło w okno przez co odskoczyłam łapiąc się za serce. Zirytowana podniosłam się i otworzyłam je aby wyjrzeć na dwór i zobaczyć ciemną postać, którą zapewne był Zayn. Pokiwał on abym zeszła. Popukałam się palcem w głowę aby pokazać mu, że to idiotyczny pomysł chociaż gdy się bardziej wychyliłam zauważyłam, że w miejscu gdzie ja śpię rosną jakieś kwiatki, które podtrzymuję jakaś stalowa siata. Nie wiem po prostu jak to nazwać, więc się nie czepiać. Dobra, ale wracając do rzeczywistości to zgasiłam światło i powoli wysunęłam jedną nogę i chwyciwszy, że tak to nazwę poręczy powoli schodziłam na dół aby nie narobić hałasu. Chłopak podał mi rękę kiedy byłam już prawię na samym dole i pomógł zejść. W ciszy ruszyliśmy do samochodu, który stał parę domów dalej. Bez zastanowienia wsiadłam do pojazdu, rozsiadając się wygodnie. Zayn wsiadł po stronie kierowcy i odpalił auto. Jedna myśl tylko napełniała moją głowę. Impreza!

-Ile będziemy tam jechać?-zapytałam ciekawa ile mam czekać.

-Jakieś piętnaście minut? Nie wiem, ale jakby coś się działo ja nic nie wiem, że byłaś na tej imprezie.-ostrzegł mnie ciągle patrząc przed siebie.

-Ty się tym nie martw.-odpowiedziałam.

Jechaliśmy już jakieś kilka minut, więc postanowiłam włączyć radio. Nacisnęłam pierwszą lepszą stację, a tam moja piosenka. Zayn spojrzał na mnie z ukosa i parsknął śmiechem. Pokręcił głową i za jakieś pięć minut zatrzymaliśmy się pod sporym domem skąd było słyszeć głośno grającą muzykę i było widać mnóstwo ludzi. Nacisnęłam klamkę i wyszłam czekając na chłopaka. Pokazał abyśmy już szli do wejścia. Ominęliśmy kilku pijanych już ludzi oraz całujące się pary. Drzwi były otwarte. To co tam zobaczyłam mogłam uznać za szaleństwo. Masa ludzi, wszystkie kolory świata, najlepsza muzyka, mnóstwo jedzenia jak i zajebisty klimat. Na takie imprezy to bym mogła chodzić.

-Przedstawię ci gospodarza!-przekrzykiwał się przez muzykę Zayn.

Kiwnęłam głową próbując nie podeptać ludzi. Weszliśmy do bodajże kuchni i zatrzymaliśmy się koło chłopaka o zielonych włosach. Na widok czarnowłosego uśmiechnął się i przywitali się uściskiem.

-Zayn jednak jesteś!-krzyknął, a jego wzrok zatrzymał się na mnie.-A ta piękna panna to kto?-zapytał.

-Diana to Josh. Josh to Diana.-powiedział Zayn.

-Miło mi.-przywitał się Josh.

-Mi również.-odpowiedziałam mając nadzieję, że usłyszał.

Pogadaliśmy chwilkę, a później poszliśmy się czegoś napić. Z tego, że to mógł być jedyny taki wieczór postanowiłam nie żałować i pić najmocniejsze drinki. Po kolejce wódki poszłam tańczyć z innymi.

*pisane w trzeciej osobie*

Kiedy Diana dobrze zabawiała się na imprezie, Niall siedział przy kominie i nadal czytał swoją lekturę, która go tak strasznie uwiodła, że nie mógł przestać jej czytać. Pies od dziewczyny, która powoli wkurzała chłopaka, leżał sobie spokojnie na jego nogach i cicho pochrapywał. Dochodziła godzina dwunasta. Blond włosy jeszcze bardziej wciągał się w powieść, w której była mowa o przyjaźni, poświęceniu wobec innych i o miłości jak to mają inne książki. Kilka minut po północy rozdzwonił się jego telefon. Sięgając ręką na stolik koło niego złapał komórkę i najpierw sprawdzając kto dzwoni zobaczył napis "Harry". Bez zastanowienia odebrał.

-Co się stało?-powiedział po chwili ciszy słysząc głośną muzykę w słuchawce.

-Ta twoja dziewczyna świetnie się bawi na imprezie, wiesz?-zapytał go przyjaciel.

-Co? Przecież jest w swoim pokoju.-odpowiedział trochę zaniepokojony.

Odłożył książkę na mebel i ściągając ze swoich nóg psa ruszył na piętro. Zatrzymał się przed drzwiami prowadzącymi do pokoju dziewczyny i zapukał aby później je otworzyć. Otworzył szeroko oczy widząc pustkę w nim.

-Jest zalana w trzy dupy.-mruknął pewny siebie loczek.-Jeśli nie chcesz abyś później dziecko wychowywał to byłoby najlepiej gdybyś tu teraz przyjechał.-podpowiedział.-Powinieneś wiedzieć gdzie mieszka Josh.-odpowiedział na niezadane pytanie chłopaka.

-Dzięki. Za kilka minut będę poczekaj na zewnątrz jakbyś mógł.-podziękował.

-Jasne. Nie ma problemu. Do zobaczenia.-pożegnał się za nim blondyn mógł odpowiedzieć.

Przez okno zauważył, że zaczęło mocno padać. Na krześle koło walizek Diany zabrał swoją bluzę i pobiegł po drugą. Uprzednio sprawdzając czy drzwi są zamknięte ruszył do samochodu.

Po kilku minutach był na miejscu. Zabrał bluzę aby dziewczyna nie zmokła i ruszył w kierunku imprezy. Przy wyjściu zauważył przyjaciela.

-Gdzie ona jest?-zapytał jakby nic się nie stało Niall.

-Chodź.-powiedział mu Harry i razem ruszyli w głąb domu.

Kilka dziewczyn próbowało się do nich przyczepić przez co blondyn czuł się niekomfortowo, ale Harry zbywał je krótkimi tekstami. Weszli do głównego pomieszczenia całej sytuacji. Zielonooki zatrzymał się i palcem pokazywał tańczącą parę. Niall dopiero teraz zaczął się zastanawiać jak ją zaciągnąć do domu, a co dopiero do samochodu. Harry widząc minę przyjaciela ruszył na przód i oderwał dziewczynę od wysokiego i można powiedzieć przystojnego chłopaka. Pokazał ruchem głowy aby wyszli na taras. Diana wydawała się zniesmaczona widząc niebieskookiego. 

-Co ty tu robisz? Ja nie wracam!-krzyknęła tupiąc jedną nogą.

-Diana, nie uwierzysz! Wracasz do domu. Do LA!-improwizował chłopak.

-Serio?!-krzyknęła już uśmiechnięta dziewczyna.-Nie mogę w to uwierzyć!-rzuciła się na blondyna przytulając go do siebie.

Zdezorientowany pokiwał do przyjaciela, że później sobie pogadają na co on się zaśmiał i odszedł.

-Ale wiesz. Masz pół godziny! Inaczej zostaniesz tu na zawsze!-wziął ją za rękę i ruszył do wyjścia. 

Dał jej bluzę nakazując jej ją założyć. Nałożył na jej głowę kaptur bo nie wiedział czy pijana da sobie radę. Wsiedli do auta, a przez całą drogę do domu dziewczyna mówiła podekscytowana, że wreszcie pojedzie do domu co było zwykłym nieporozumieniem. Kiedy znaleźli się w domu, Diana zrozumiała, że Horan nie mówił poważnie i zaczęła się bać konsekwencji. Nagle wszystko wróciło i musiała pobiec od toalety. Chłopak poszedł za nią docierając do łazienki i widząc klęczącą dziewczynę , która wymiotuję. Wziął małe krzesełko i usiadł na nim biorąc i zgarniając włosy z twarzy dziewczyny, aby nie były brudne. 

-Jeny za dużo alkoholu. Więcej nie pije.-powiedziała siadając i dalej wydalając z siebie duże ilości piwa.

-Ale za to nadal ładnie wyglądasz.-mruknął Niall.

-Dzięki Niall, każda dziewczyna pragnie to usłyszeć kiedy rzyga.-powiedziała sarkastycznie, a blondyn się uśmiechnął, jednak ona tego nie widziała.

-Zawsze do usług.-odpowiedział.

Przez następne kilka minut trwała cisza. Obydwoje układali sobie plan rozmowy w głowie.

-Jesteś na mnie zły?-zapytała cicho blondynka.

Chłopak spojrzał na nią pewnie.

-Nie. Chyba nie.-powiedział.

-Czyli nic mi się nie stanie?-spytała mając nadzieję.

-O nie. Oczywiście będzie kara.-zaśmiał się Niall.

Jednak nic nie szło po jej myśli.





 ______________________________________________________________
Nowy rozdział
Trochę dziwny
Nie udał mi się
Ale nadal jest zajebisty xd
Domel xo

wtorek, 8 lipca 2014

Chapter Eight

Pamiętam gdy film "One Chance" wyszedł do kin, kiedy byłam jeszcze młoda. Opowiadał on historię pewnego faceta, który kochał śpiew operowy, ale inni szydzili z niego. Nikt go nie wspierał oprócz matki. Był prześladowany. Koledzy z klasy go nienawidzili. Kiedy był dorosły pracował w sklepie z telefonami wraz ze swoim jedynym przyjacielem. Nie pamiętam jego imienia. Jego przyjaciel był inny niż on bardziej, hm nachlany życiem? Nie mam pojęcia jak to opisać, więc wracając do historii Paula, normalnie jak mój menadżer. Żył on tylko śpiewem i muzyką. Tak jak ja. Miał podobną historię życia. Też połowa ludzi mnie nienawidziła. Nie byłam doceniana przez nikogo, aż spotkałam Louisa. Mam u niego przysługę, chociaż pierwsze co bym zrobiła to rozszarpała go na strzępy. Jednak on we mnie uwierzył i dał nadzieję na to abym spróbowała tak też zrobiłam. Może to nie jest odpowiednia chwila na moją opowieść jak stałam się sławna bo jest ona dość dzika i szalona.

Jak wiadomo ludziom rano i to jeszcze w wakacje nie chce się wstać z ciepłego łóżka, co z tego, że jest gorąco. Nic się nikomu nie chce, ale oczywiście jest jedna osoba, która co chwilę krzyczy, mówi, śmieję się i wszystko naraz wtedy kiedy inni chcą spokoju. Kurna.

Powoli otwieram oczy aby zobaczyć co się dzieję na korytarzu, kiedy słyszę nagły huk i milion przekleństw. Później podnoszę się do pozycji siedzącej i sprawdzam, która jest godzina. Mój telefon wskazuję szóstą rano. Wydałam z siebie dźwięk niezadowolenia bo kto o szóstej robi coś na korytarzu, co? Jednym ruchem stanęłam, aż czarne plamki pojawiły mi się przed oczami. Uchyliłam drzwi pokoju i wychyliłam głowę skanując cały ciut ciemny korytarz chociaż o tej porze powinno być już trochę jasno. Znów jakiś trzask z kierunku schodów. Okay teraz na serio nie wiem czy się śmiać czy odwrócić spojrzenie i udawać, że nic nie widziałam. Bo widok blondyna, który stoi pod ścianą, no dobra leży i łapię się za stopę i w dodatku jęczy i przeklina jednocześnie, wiercąc się niby nie jest śmieszny? Próbowałam stłumić chichot, ale on po chwili wydobył mi się z ust zwracając na mnie uwagę chłopaka. Wydał z siebie jęk i odchylił głowę. Zmrużyłam oczy i wróciłam do mojego łóżka, które błagało mnie o to abym jeszcze na nim poleżała, więc tak też zrobiłam, a w czasie kiedy będę zasypiać pierdolnę tą historią jak stałam się sławna.

Okay. Zaczęło się od tego, że...

"Kurna ile można tu czekać?

-Louis myślisz, że to dobry pomysł?-zapytałam donośnym szeptem podskakując co chwilę przez to, że siedzimy pod wózkiem z jedzeniem.

-A dlaczego nie?-odpowiedział.

Posłałam mu spojrzenie, które miało wyrażać, że jest strasznym idiotom. Po raz kolejny uderzyłam się głową o kant. Usłyszeliśmy po chwili skrzypienie drzwi i jak wjeżdżamy do środka pomieszczenia gdzie mieliśmy swój cel. Kilka głosów rozniosło się wokół, jakieś szmery czy rozmowy.

-Dobra chłopaki bo Ed nie będzie mógł zaśpiewać na scenie kiedy tyle zje.-powiedział jakiś głos, a ja kiwnęłam głową do Lou, że jesteśmy w dobrym pokoju.

Kiedy drzwi się zatrzasnęły wyszliśmy, ale zamiast zrobić to co mieliśmy zrobić uderzyłam mojego chłopaka w twarz.

-Za co to?-zapytał wyraźnie zdezorientowany moich ruchem.

-Za to, że jesteś kompletnym idiotom.-mruknęłam wyjmując z torby kamerę.

-Ale twoim idiotom.-uśmiechnął się przez co sama się uśmiechnęłam. Zabrałam gitarę, która stała w kącie i zaczęłam ją nastrajać.-No teraz na pewno to wygrasz, tyle emocji w twojej grze. Jestem twoim fanem numer jeden.-zażartował ze mnie chłopak. Wywróciłam oczami zaczynając grać akordy mojej piosenki.-Dlaczego nie nagrałaś tego wcześniej?-zapytał ustawiając się z kamerą na przeciw mnie.

-Mało prawdopodobne, żeby zauważył to nagranie, więc Avril załatwiła nam wejście tu kiedy Ed jest na scenie, ale nie mogłam nagrać tej piosenki bo nie miałam kamery bo była w naprawie. Poza tym chce wygrać ten konkurs. Pomyśl będę mogła z nim zaśpiewać.

-Jeśli wygrasz.-zgrzytał zębami.

-Tak jeśli wygram.-powtórzyłam jego słowa.

 Policzyłam do dziesięciu ruchem ręki zaczynając grać.

Zanim spadnę
Za szybko
Szybko mnie pocałuj
Ale w trwały sposób
Tak, żebym mogła zobaczyć
Jak bardzo zrani mnie
Kiedy się pożegnasz
Zachowaj słodkość
Zachowaj powolność
Niech przeszłość minie
I nie odchodź
Ale tej nocy
Mogę spaść zbyt szybko
 Pod tym pięknym blaskiem księżyca

Ale jesteś taki hipnotyzujący
Sprawiłeś, że się śmieję gdy śpiewam
Sprawiłeś,że uśmiecham się przez sen
I mogę zobaczyć to odkrycie
Twoja miłość jest tam gdzie upadam
 Ale proszę nie łap mnie...

Zobacz to serce
Nie uspokoi się
Jak biegnące dziecko
Przestraszone przez klauna
Jestem przerażona
Tym co robisz
Mój brzuch krzyczy
Za każdym razem gdy patrzę na ciebie
Uciec daleko
Bym mogla oddychać
Nawet jeśli ty jesteś
Daleko od duszenia mnie
Nie mogę zbyt wysoko stawiać mych oczekiwań
Ponieważ każde przywitanie, kończy się pożegnaniem

Ale jesteś taki hipnotyzujący
Sprawiłeś, że się śmieję gdy śpiewam
Sprawiłeś, że uśmiecham się przez sen
I mogę zobaczyć to odkrycie
Twoja miłość jest tam gdzie upadam
Ale proszę nie łap mnie...*

Otworzyłam oczy, które nie wiem kiedy zamknęłam. Louis już coś majstrował przy nagraniu na swoim laptopie, który przyniósł ze sobą. Odłożyłam instrument na swoje miejsce podchodząc do brązowowłosego i patrząc jak mu idzie.

-Gotowe.-mruknął wyciągając kartę pamięci i płytkę.-Masz to podpisane i inne rzeczy teraz tylko dać do jego torby. Widziałaś ją jak tu wchodził?-zapytał zerkając na mnie.

-Ta.-wskazałam na dużą torbę z Marvela. 

Podeszliśmy do niej i wsadziliśmy między teczki gdzie zapewne będzie zaglądał. Szybko zebraliśmy nasze rzeczy prawie, że wybiegając z pokoju. Kiedy zbliżaliśmy się szybkim krokiem do korytarza, z którego mogliśmy wyjść do głównego pomieszczenie areny. Gdy już skręcałam  uderzyłam w coś miękkiego. Uniosłam wzrok aby zobaczyć mojego idola. Otworzyłam szerzej oczy i zarumieniłam kiedy się do mnie uśmiechnął.

-Nie zgubiliście się?-zapytał patrząc prosto na mnie.

-Ja...tak...to znaczy...eee...bo...-jąkałam się nie wiedząc co powiedzieć.

-Nie.-odpowiedział za mnie Louis zwracając uwagę Eda na siebie.-Nie masz koncertu?

-Zack opowiada jakieś suchary, a ja chciałem iść po gitarę, którą zostawiłem.-wyjaśnił.

-Ożeń się ze mną.-powiedziałam bezmyślnie.

-Spoko.-odpowiedział podnosząc brwi."

Tak oto poznałam Eda. Później wygrałam jego konkurs i zaśpiewałam z nim przed tysiącami ludźmi. Jakaś wytwórnia się mną zainteresowała i moje marzenia się spełniły, ale był też niezręczny moment kiedy musiałam mu wytłumaczyć jak dostało się nagranie w jego teczkach czy dlaczego grałam na jego gitarze. 

***

-Panienko czas wstać.-powiedział głos nienależący do Nialla przez co się nieco przestraszyłam. 

Jednak gdy zobaczyłam kto to uśmiechnęłam się pod nosem.

-Harry spierdalaj.-odezwałam się.

Zacisnął usta w wąską linię.

-Nie, masz wstać.-prychnął.

Szybka zmiana humorów widzę.

-Nie.-zgrzytam zębami.

Harry ściągnął ze mnie kołdrę, a mnie ogarnęło chwilowe zimno. Pokazałam mu środkowy palec. Uśmiechnął się złośliwie i zaczął się na mnie gapić. Nie wiem czy zawołać Nialla. Możliwe, że by mi pomógł. Dobra to głupi pomysł. Wstałam omal nie wywalając się na podłogę.

-Jestem tu tylko na chwilę, więc masz szczęście.-pomachał mi i po prostu poszedł.

Jęknęłam za nim i tak bym dłużej nie pospała. Postanowiłam ubrać się w luźne ciuchy i zejść na dół aby poskarżyć się blondynowi.

Gdy już opuściłam łazienkę rzuciłam moją piżamę gdzieś w kąt i poszłam do schodów aby później znaleźć się na parterze. Rozejrzałam się dookoła słysząc nucenie piosenki, która nie miała żadnego sensu.

-Co do nędzy Harry robił u mnie w pokoju?!-krzyknęłam.

Niebieskooki podskoczył i odwrócił się do mnie.

-Poprosiłem go aby cię obudził, chyba to nie był najlepszy pomysł.-wytłumaczył Niall.

-Dobra mniejsza o. Co dzisiaj mam zrobić?-zapytałam nie mając ochoty na nic.

-Trzeba kupić jakieś jedzenie i kilka rzeczy do domu. Chcę abyś pojechała ze mną.-poprosił mnie.

-Dobra.-zgodziłam się na co przestał pisać coś na swoim telefonie.

-Serio?-zapytał.

-Tak.-odpowiedziałam

-Weź jakąś bluzę, burza prawdopodobnie idzie.-powiadomił mnie.

-Na pewno nie będzie padać. To co jedziemy?

Kiwnął głową na wyjście z domu. 

Założyłam buty i ruszyłam w kierunku samochodu, którego tu nie widziałam. Niall miał rację mówiąc, że prawdopodobnie będzie burza bo chmury na serio są czarne. Kluczykami otworzył auto a ja usiadłam na miejscu pasażera. Ruszyliśmy znaną mi drogą. Cisza ogarniała całą przestrzeń. Nikt po prostu nie chciał się odezwać. Woleliśmy to niż bezsensowną rozmowę. 

Po kilku minutach zatrzymaliśmy się przy jakimś sklepie. Wysiedliśmy z samochodu i ruszyliśmy drogą zrobioną z szarych kostek betonu. Drzwi automatycznie się otworzyły, a Niall poszedł od razu po wózek sklepowy.

-Wskakuj.-pokazał na wózek.

Zrobiłam tak jak powiedział i weszłam do niego siadając i opierając plecy o tylną cześć pojazdu.

-Co jest nam potrzebne?-zapytałam, a wtedy blondyn dał mi kartkę. Czytałam na głos.

1.Pomidory
2.Ogórki
3.Marchewki
4.Arbuz
5.Mleko
6.Żelki
7.Inne żelki

Spojrzałam na Nialla, który tylko wzruszył ramionami. Wróciłam wzrokiem na listę.

8.Świeczki
9.Mięso
10.Szynka
11.Batoniki
12.Woda

Na tym lista się kończyła.

-Jakby co to odznaczaj to co już zabraliśmy.-powiedział blondyn na co kiwnęłam głową.

Przejeżdżaliśmy między alejkami. Pierwsza owoce i warzywa. Niall zaczął wybierać pomidory a później podał mi je, a ja dałam je obok mnie. Później podszedł do marchewek bo były bliżej, zapytał mnie czy lubię. Wzruszyłam ramionami, a on wywrócił oczami znów podając mi siatkę z warzywami. Ludzie patrzeli na nas i się uśmiechali. Jeny o czym wy myślicie? My nawet przyjaciółmi nie jesteśmy. Podjechaliśmy po ogórki. Blondynowi jeden upadł i schylił się aby go podnieść. Wyciągnęłam się i klepnęłam go przez co się wywalił. Wybuchłam śmiechem, a on nie odzywając się ruszył dalej. Rozglądałam się za potrzebnymi nam rzeczami. Na lewej półce w strefie mlecznej zauważyłam mleko, więc pokazałam chłopakowi gdzie ono jest. Włożył je do wózka i ruszyliśmy dalej. Doszliśmy do strefy mięs z czym szybko się uporaliśmy. Potem woda i batoniki oraz świeczki. Zostały tylko żelki.

-Weź te niebieskie.-mruknęłam kiedy niebieskooki decydował, które to ma wziąć.

-Ale one są niedobre.-jęknął.

-To te czerwone.-powiedziałam pokazując na paczkę innych.

Na całe moje szczęście posłuchaj i je włożył do koszyka z innymi żelkami. Nagle przez sklep przebiegł odgłos grzmotu na co podskoczyłam.

-Boisz się burzy?-zapytał Niall unosząc do góry brwi i śmiejąc się.

-Nie?-prychnęłam, a on już więcej się nie odezwał.

Już mieliśmy iść do kasy kiedy na chwilę się zatrzymaliśmy. Spojrzałam na niego pytająco.

-Zapomnieliśmy o arbuzie.-wytłumaczył.-Poczekaj tu chwilę.

-Nie mogę iść z tobą?-spytałam.

Wywrócił oczami i popchał wózek w kierunku owoców i warzyw gdzie już byliśmy. Wybrał jakiegoś i znów zawróciliśmy do kas. Wyłożył wszystko na taśmę, a kiedy jakaś miła pani skasowała produkty zapłacił i zabraliśmy wszystko do siatek. Wózek odwiózł i poszliśmy do wyjścia. Przez drzwi widziałam jak leje, a ten idiota zaparkował trochę daleko.

-Masz.-podał mi swoją bluzę z kapturem zostając w koszulce. 

Ubrałam ją i zapięłam pod szyję zakładając kaptur. Wyszliśmy i dobiegliśmy do auta. Blondyn otworzył bagażnik gdzie włożyliśmy zakupy. 

-Moglibyśmy zatańczyć.-podrapał się w brodę.

-Ja pieprzę, w musicalu chcesz występować?-zapytałam złośliwie.

-Byłoby fajnie.

Zignorowałam go i próbowałam otworzyć drzwi do auta, ale kiedy pociągałam za klamkę nic się nie działo. Chłopak jak zwykle zaczął się śmiać i spoglądać na mnie.

-Co?-zapytałam nadal siłując się z klamką.

-Nie, nic, wsiadaj.-powiedział odblokowując auto.

Wsiadłam przemoczona, ale nie tak jak chłopak. Spojrzeliśmy na siebie później wybuchając śmiechem.






 ______________________________________________________________

Przeczytałeś=komentarz
* Demi Lovato - Catch Me
 Kolejny rozdział za nami, tak jak tydzień wakacji.
 Udało mi się zamówić szablon, brawa.
 Spóźniłam się wiem.
 Zrobiłam duży fail, ale kk nikt się chyba nie zorientował :D
 To chyba tyle.
 Bay.
Domel xo

niedziela, 29 czerwca 2014

Chapter Seven

Kolejne dni zapowiadają się coraz ciekawiej. No może poza budzeniem mnie przez Nialla. O porannym frajerze chyba nie muszę mówić jak wyciągał mnie z łóżka na siłę.

Wychodząc z mojego pokoju powiedział tylko, że dzisiaj idziemy zbierać owoce na pole i żebym nie ubierała się przypadkiem w moje najlepsze ciuchy, dlatego rzucił mi jakieś ogrodniczki. Nie były brzydkie czy też zbyt piękne. Postanowiłam je ubrać bo jakby coś się stało moim rzeczom to sobie nie daruję. Ubrałam jakąś czarną koszulę, tak aby nie było widać moich rąk i poszłam obstawić się do toalety, z której nie wychodziłam ponad dwie godziny, aby zrobić jak najmniej bo wiedziałam, że i tak nie uda mi się uciec od nich. Nawet już nie mam na to siły.

Kiedy już postanowiłam wyjść szybko wyminęłam starszego pana i wzięłam blondynowi z ręki kawę. Zdezorientowany podniósł na mnie wzrok gdy już wypiłam ją całą. Odstawiłam kubek na stół i uśmiechnęłam się, ale mina od razu mi zrzedła kiedy przypomniałam sobie gdzie jestem.

Cholera.

-Długo Ci zeszło.-jęknął Niall.-Idź ubieraj swoje buty i idziemy.-powiadomił mnie pokazując na tylne drzwi.

Przewróciłam oczami, ale zrobiłam tak jak mi kazał.

Sophia obiecała, że pomoże mi wymknąć się z domku, ponieważ sama też idzie na domówkę, a nie chce iść tylko z czarnowłosym. Jestem szczerze podekscytowana tym wszystkim, ale przestańmy na chwilę o tym myśleć. Muszę iść.

Założyłam na moje nogi trampki i ślimaczym tempem skierowałam się do drzwi gdzie stał niebieskooki. Widać było, że mu się nudzi bo chyba nie, każdy człowiek namierza coś na palcu i udaję, że strzela. Zaśmiałam się zakrywając ręką moje usta. Niall trochę zagubiony zaczął się rozglądać dookoła dopóki nie natrafił na mnie. Pokazał ręką abym wyszła i tak też zrobiłam. Zeszliśmy ze schodów i szliśmy w ramię w ramię. Ścieżka była już wydeptana, a wokół niej były słoneczniki. Normalnie jak w filmie. Blondyn zeskanował mnie z góry do dołu i znów zaczął jechać do góry. Uśmiechnął się.

-Wiedziałem, że jakoś będziesz w tym wyglądać.-odezwał się.

-Przecież idę na modelkę, nie wiedziałeś?-zapytałam żartobliwie.

-Och, przepraszam Cię przez ten nadmiar pracy zapomniałem w ogóle.-odpowiedział odchylając głowę i śmiejąc się jak mały dzieciak.

-Co to kurwa za menadżer?-fuknęłam.

-Przystojny.-pokiwał głową.

Pokręciłam głową ze śmiechu i zaczęłam potykać się o własne nogi. Prawie bym się wywróciła gdyby nie Niall, który w ostatnim momencie mnie złapał. Postawił równo i dalej szliśmy. Na zakręcie to on się wywalił na kolana, a ja stałam i robiłam zdjęcia. Przewrócił oczami próbując wstać, ale marnie mu to szło.

-Jeny, jaka ciota z Ciebie.-oznajmiłam.

-Sama byś się wywaliła, gdyby nie ja. Powinnaś teraz błagać mnie o przebaczenie.-splunął uśmiechając się.

-No tak.-mruknęłam gdy już się podniósł.

Otrzepał ręce jak i spodnie. Ruszyliśmy dalej co chwilę posyłając sobie wredne uśmieszki i spojrzenia. Pomrukiwałam cicho pod nosem śpiewają.

" Kiedy robisz, co w twojej mocy, ale nie osiągasz celu
Kiedy dostajesz to, czego chcesz, ale nie to, czego potrzebujesz
Kiedy czujesz się taki zmęczony, ale nie możesz spać
Nie potrafisz pójść dalej
"

"Kiedy te łzy spływają po twojej twarzy
Kiedy tracisz coś, czego nie możesz niczym zastąpić
Kiedy kogoś kochasz, ale wszystko idzie na marne
Czy mogłoby być gorzej?
"

Dołączył się do mnie Niall, który szczerze mówiąc zaskoczył mnie swoim głosem. Posłał mi lekki uśmiech zachęcając abym śpiewała dalej. Tak też zrobiłam. 

"W końcu znajdziesz swoją drogę do celu
Która da Ci iskierkę nadziei
"

"A ja spróbuję cię naprawić"*

Dokończył popychając mnie na słoneczniki. Nie odezwałam się już.
 
Po kilku minutach wreszcie doszliśmy na miejsce. Rośliny ustawione w rządkach. Jest ich chyba ze sto. Niedaleko nas były postawione koszyki, które zapewne były dla nas.

-No to czas zabrać się do roboty.-poinformował mnie chłopak ruszając w ich stronę i rzucając mi jeden.

Prychnęłam idąc za nim. Stanęliśmy przed, którymś tam rządkiem i weszliśmy w głąb. Niektóre gałęzie walały się wszędzie. Blondyn stanął i przykucnął zrywając jak mogłam zauważyć truskawki. Dziwne, że byliśmy tu tylko my, ale to i tak dobrze.

-Dobra, to ty sobie zbieraj to wszystko a ja sobie popiszę z kimś.-powiedziałam.

-Oj nie kochana, ty też zbieraj inaczej będziesz sprzątać stajnie.-dodał.

-Ty nie mówisz poważnie, nie?-zapytałam mając minę zbitego psa.

-Mówię całkowicie poważnie, panienko.

Machnęłam ręką i poszłam trochę dalej od niego. Usiadłam po turecku zrywając truskawki. Kiedy już miałam napełniony koszyk zaczęłam tam ich trochę podjadać i obserwowałam chłopaka. Nic za ciekawego nie robił, więc wzięłam jedną małą roślinkę i rzuciłam w niego od razu się odwracając i udając, że coś robię. Po chwili dostałam czymś w ramię, odwróciłam się aby zobaczyć tą samą truskawkę. Spojrzałam na niebieskookiego, ale on robił to co wcześniej. Podniosłam brew i znów odrzuciłam owoc. Zaś dostałam, ale tym razem w policzek. Lekko wkurwiona podniosłam swój wzrok na Nialla, który jakby nigdy nic podnosił się z uśmiechem na twarzy. Zrobiłam to samo i ruszyłam w jego stronę.

-Ile jeszcze?-zapytałam.

-Cztery koszyki.-mruknął żując wargę i podając mi następny koszyczek.

Westchnęłam idąc wzdłuż rzędów roślin. Słońce coraz bardziej zachodziło,a ja nadal nie uzbierałam tyle owoców ile trzeba było. Już powoli przestałam myśleć o pracy, a zaczęłam zastanawiać się co robi Ed, Avril czy nawet mój głupi straszy brat. Wiem, że z Edem się ostatnio pokłóciłam jak i ze wszystkimi, ale szczerze tęsknie za nimi. Avril na pewno teraz ma jakąś galę, na której ja też bym była. Mój brat mizia się z Jo. Jak ja jej nie lubię. I został nam Ed. Mam taką chęć do niego zadzwonić czy nawet napisać, ale to on zaczął, więc powinien pierwszy napisać i przeprosić rzecz jasna.

Z moich przemyśleń wyrwał mnie szelest liści. Wiatr nie wiał co było dziwne, ale postanowiłam to zignorować. Gdy następne pięć razy tak się stało nie wytrzymałam i wstałam na równe nogi rozglądając się dookoła aby dotrzeć do źródła dźwięku. Dobiegało to z prawej strony, więc tam się udałam. Po chwili usłyszałam jakieś skomlenia, a za średnich krzaków zobaczyłam chyba najpiękniejsze stworzenie na świecie. Takie małe i... i wspaniałe. 

-Niall!-zawołałam, ale nigdzie go nie ujrzałam.-Niall!-zawołałam głośniej.

-Co?-zapytał głos za mną przez co się wystraszyłam.

-Patrz kogo tu znalazłam.-uśmiechnęłam się głaszcząc psa.

Niall podszedł bliżej i z uwagą przypatrywał się stworzeniu.

-Co chcesz z nim zrobić?-spytał.

-Możemy go przygarnąć?-błagałam.-Proszę! Będę się nim opiekować jak należy i będę go wyprowadzać na dwór co chwilę i wszystko inne co z nim związane.-klękłam przed nim trzymając psa na rękach. 

Był on biały jak śnieg i taki słodki.

Niebieskooki frajer zastanawiał się przez dłuższą chwilę.

-No nie wiem. Na psa trzeba wydać kasę.-oparł swoje ręce o biodra.

Za to ja zrobiłam minę tak zwanego kota ze Shreka.

-Proszę.-jęknęłam przegryzając policzek od wewnątrz.-Zrobię wszystko, a poza tym nie można tak biednego psa zostawić samego na polu. Nie wiadomo co tu się kręci.-fuknęłam.

-Możemy go zawsze komuś oddać.-zmarszczył czoło.

-Nie!-krzyknęłam, a blondyn się zaśmiał.

Pies dla, którego jeszcze nie miałam imienia zaszczekał szczęśliwie merdając ogonem.

-Dobra, zgadzam się, ale mam u ciebie przysługę, pamiętaj.-pokiwał palcem.

Niall wziął jakiś sznurek i zrobił z niego prowizoryczną smycz dla malca. Podniósł swoje koszyki i ruszył na drogę, z której tu się dostaliśmy.

-Możemy się już zbierać? Robi się ciemno.-spytałam się.

Rzeczywiście robiło się ciemno. Nie wiem ile czasu tu przesiedzieliśmy, ale słońce zachodziło za horyzontem.

-Jasne, tylko patrz się czy Ci nie ucieka.-ostrzegł.

Pokiwałam głową i ruszyłam za nim niosąc dwa koszyki na sobie i jeden w ręce. Smycz na szczęście miałam obwiązaną na nadgarstku co trochę mnie szczypało. Kurna nie pomyślałam o tym.

-Jak chcesz ją nazwać?-zapytał blondyn w czasie drogi do domku.

-Skąd możesz wiedzieć, że to ona?-prychnęłam,a  on popatrzał na mnie jak na idiotkę aby później się roześmiać.-Dobra o nic nie pytałam.-zaczerwieniłam się. Co kurwa?

-Może Hope?-spytał.

-Hope to nie imię dla psa.-wywróciłam oczami.

-Więc jak?-zapytał kolejny raz.

-Joki!-wykrzyczeliśmy w tym samym momencie.

Zaczęliśmy się śmiać wniebogłosy. Tak ten dzień mogę zaliczyć do udanych.


 ______________________________________________________________
 Witam!
Rozdział pojawił się jeszcze w tygodniu. Dosyć krótki bo dzisiaj go napisałam aby zdążyć.
Wakacje się już zaczęły, więc mogę już zacząć pisać następny :D
To tyle.
Domel xo


środa, 18 czerwca 2014

Chapter Six


"Szłam ulicą mojego miasteczka wraz z Avril. Opowiadała mi o sławię jak i o koncertach, które grała. Zawsze chciałam śpiewać przed milionami ludzi, ale byłam zbyt nieśmiała. A dziewczyna taka jak ja nie miała najmniejszych szans o to by dostać się na listy przeboju. Jednak, każdy zaczyna od początku, prawda?

-Diana czy ty mnie w ogóle słuchasz?-zapytała moja przyjaciółka spoglądając na mnie znad okularów przeciwsłonecznych.

-Jasne, że tak.-odpowiedziałam cicho.

Avril zamrugała kilka razy i wróciła do bełkotania o rzeczach, które już mnie nie interesowały. Po paru minutach dostała sms.

-Jezu. Przepraszam Cię, ale muszę lecieć. Zapomniałam, że mam dzisiaj wywiad. Chyba sama dojdziesz do szkoły. Pa.-pożegnała się nie czekając na moją reakcję.

Zostałam sama wpatrując się w oddalającą się sylwetkę przyjaciółki. Ruszyłam w kierunku budynku po czym weszłam do niego. Ludzie chodzili wszędzie aby się nie spóźnić. Miałam dopiero piętnaście lat i chodziłam do pierwszej klasy liceum. Nikogo tu nie znałam, a Ci, którzy chcieli ze mną zamienić chociaż słowo to ich spływałam bo wiedziałam, że chodzi o Avril. Jest przecież sławna i ma swoich fanów. To już drugi dzień gdy jestem w tej szkole muzycznej. Wybrałam ją, ponieważ chciałam się doskonalić w moich pasjach. Jeszcze nie do końca ogarniam gdzie się wszystko znajduję. Dzwonek zadzwonił przez co gromada ludzi wpadła na mnie, a ja upadłam na ziemie. Kilka razy próbowałam się podnieść, lecz bez skutku. Wciąż był tu zbyt duży tłum. Nagle przed sobą ujrzałam dłoń, która pozwoliła mi się podnieść. Uczniowie już na mnie nie wpadali, a ja mogłam ujrzeć wysokiego chłopaka. Miał brązowe średnie, oklapnięte włosy i szaroniebieskie oczy. Na twarzy miał wielki uśmiech.

-Cześć, jestem Louis.-przedstawił się.

-Diana.-odpowiedziałam wahając się.

-Więc Diana uważaj następnym razem jeśli nie chcesz być zgnieciona.-powiedział nadal się uśmiechając.

Już miał odchodzić, ale go zatrzymałam.

-Lewis. Możesz mi powiedzieć gdzie jest sala do muzyki ogólnej?-zapytałam.

-Louis.-poprawił mnie praskając śmiechem."

"Kolejny raz zaśmiałam się z słabych żartów Lou. Przez te parę miesięcy staliśmy się najlepszymi przyjaciółmi. Zaczynałam obdarzać go uczuciem, które nie do końca miało się tu znaleźć. A mianowicie przyjaźń. Od chłopaków zawsze trzymałam się z dala, aby nie narazić się na tak zwane ośmieszenie. Jednak on wydawał się być inny. Z każdym dniem, który z nim spędzałam czułam się coraz lepiej. Nie byłam już przybita, smutna, czy rozgoryczona. Czułam, że znów mogę latać. Nie przejmować się problemami codziennymi. Wszystko co mnie otaczało zaczęło uświadamiać mi, że tak na prawdę życie jest piękne. 

A przede wszystkim była tak jak kiedyś.

-Co sądzisz a tym aby iść na paintball?-zapytał znienacka.

Przez chwilę zastanawiałam się na tą propozycją. Wcale nie był to, aż tak głupi pomysł.

-Możemy iść.-odpowiedziałam."


"-Louis, Louis, Louis.-wypowiedziałam te imię setny raz aby zwrócić uwagę swojego przyjaciela na mnie.

-Co chcesz kujonie?-zapytał odrzucając swój telefon na bok i kładąc głowę na moich skrzyżowanych nogach przez co miałam widok na niego z góry.

-Umówiłeś się z nią w końcu?-zadałam pytanie, które siedziało w mojej głowie.

-Jeszcze nie.-odpowiedział speszony.

-A to kiedy? Bo wiesz jako twoja przyjaciółka chce ją poznać.-powiedziałam bawiąc się jego włosami.

-Znasz ją.-podpowiedział.-Więcej nie zdradzę.-podniósł się i pocałował w czoło.-Ja już będę się zbierał. Do jutro kujonku.-pomachał i wyszedł przez okno.

-Nie mów do mnie kujonku, pajacu!-krzyknęłam słysząc jego anielski śmiech."


"-Diana!-krzyknął zapewne Louis będący pod moim balkonem.

Wyszłam na niego aby zobaczyć przyjaciela ubranego w białą koszulę i czarne dopasowane spodnie.

-Gdzieś tyś się tak wystroił co?-zapytałam.

-Musisz mi pomóc.-powiedział.-Ubierz się i zejdź do mnie. Będę czekać w samochodzie.-dodał tajemniczo się uśmiechając."


"Louis zaprowadził mnie na miejsce spotkanie. Nie powiem, ale było tu pięknie. Dach największego wieżowca. Nic tego widoku nie opiszę. Koc rozłożony kilka korków od krawędzi a na nim koszyk pełen smakołyków.

-Zapraszam panią.-powiedział podając mi dłoń i prowadząc na koc.

Zdezorientowana usiadłam i przyglądałam się Louisowi. Rumieńce intensywnie zdobiły jego twarz. Zaczął bawić się palcami.

-Lou?-spytałam niespokojnie.

Jego oczy zostały utkwione w moich.

-Tak?-wypowiadając te słowa przegryzał swoją dolną wargę.

-O co tu chodzi?

Odwrócił wzrok natychmiastowo nawet nie próbując spojrzeć na mnie.

-No bo tak się złożyło... No ten... Bo... Kiedy Cię poznałem... No wiesz... I jakoś tak wyszło...-jąkał się.-Może zjemy?-zapytał.

Kiwnęłam głową, a chłopak zaczął wyciągać moje ulubione jedzenie. Położył koło siebie aby następnie poczęstować mnie kawałkiem ciasta czekoladowego. Moje oczy zrobiły się jak pięciozłotówki. Mam uczulenie na laktozę i nie pozwalano mi jeść takich rzeczy. Delektowałam się, każdym kęsem. Brunet na przeciwko mnie uśmiechał się pod nosem. W ogóle zapomniałam o czym przedtem rozmawialiśmy. Chciałam aby był to udany wieczór."


"Wzięłam truskawkę i zamoczyłam ją w czekoladzie aby później wylądowała na twarzy Louisa. Długo nie był mi dłużny bo po chwili i na mojej znajdowała się czekolada. Wzięłam jej trochę na palce i rzuciłam się na niego pięknie malując mu policzki i czoło.

-Jeszcze nigdy nie wygrałem bitwy na jedzenie.-prychnął udając gniew.-Dasz mi chociaż raz wygrać?-zapytał, a jego udawany gniew zastąpił uśmiech.

-Niech pomyśle.-przerwałam.-Nie!-wykrzyknęłam znów go malując.

Szybko z niego zeszłam i pobiegłam na drugi koniec dachu. Nie miałam dość sprawnej kondycji, więc brązowowłosy musiał być szybszy łapiąc mnie za brzuch i okręcając. Postawił mnie przed sobą.

-Nie ładnie tak uciekać.-przybliżył się jeszcze bliżej chwytając moją twarz w swoje duże dłonie.-Mogę?-zapytał wpatrując się w moje oczy.

Powoli kiwnęłam głową. Serce biło mi jak oszalałe, a dłonie pociły. Motyle w brzuchu latały i mój żołądek się skurczył. Zamknęłam oczy. Miękkie wargi chłopaka wylądowały na moich. Pocałunek był wolny i długi. Nasze usta były idealnie dopasowane do siebie. Wtedy chciałam aby zostało tak na zawsze, ale niestety wszystko się rozsypało."

Obudziłam się cała spocona. Ciężko oddychałam w celu nie uduszenia się.

-To tylko chujowy sen Diana. Nic innego.-wyszeptałam sama do siebie obejmując moje nogi. Kołysałam się to do przodu to do tyłu podśpiewując tylko mi znaną piosenkę.

"Złap mnie za rękę, nauczę Cię tańczyć.
Zakręcę Cię wokół, nie pozwolę upaść.
Czy pozwolisz mi prowadzić, możesz stanąć na moich stopach.
Spróbuj, będzie dobrze.

Pokój cichnie
I teraz jest nasz moment.
Weź to i poczuj to i podtrzymaj to.
Oczy na Ciebie, oczy na mnie.
Robimy to dobrze.

Bo zakochani tańczą, kiedy się zakochują.
Reflektory się świecą, to jest wszystko o nas.
To jest oh, oh, wszystko.
O uh, uh nas
I każde serce w pokoju stopnieje,
To jest uczucie, którego nigdy nie czułam, ale
To jest oh, oh, wszystko o nas."*



***


Każda myśl, która przychodziła mi do głowy albo pojawiała się znikąd wygrywała ze mną bitwę wewnętrzną. Czułam jak pierwszy raz od bardzo długa tracę nad sobą kontrolę. To było silniejsze niż mogłoby się wydawać. Uczucie samotności. Miałam ochotę iść i wyjąć z kosmetyczki rzecz, która tam dawno przepadła. Nie chciałam znów rysować. Rysować kresek o jednym kolorze, ale co poradzić gdy w życiu młodej dziewczyny nic się nie układa? Ból psychiczny opadał coraz bardziej dawno temu. Jednak dziś nie jest jak kiedyś. Teraz mam potrzebę zrobienia tego. Tego czego obiecałam już nie robić. Podobno, każdy ma wybór, ja go nie mam i nigdy nie miałam. Nie ważne co robiłam inni musieli robić to zawsze lepiej. Moje ciało upierało się przed wstaniem i pójścia do pomieszczenia gdzie mogłam być sama, ale coś mi podpowiadało, że nie byłoby to najmądrzejsze rozwiązanie. A co jak ktoś mnie usłyszy? A jeśli zorientują się, że mnie nie ma w pokoju? Zapewne będą szukać. Gówno prawda. Dla kogo niby jestem ważna? Na palcach dotarłam do środka łazienki. Z szafki, która tam się znajdowała wyjęłam moją mniejszą kosmetyczkę, a z bocznej kieszeni srebrne ostrze. Usiadłam na pralce zamykając oczy i znowu analizując moje smętne życie. Kolejna dziewczyna, która myśli, że jeśli będzie się ciąć to stanie się bardziej lubiana. Przyłożyłam ją do mojego nadgarstka by po chwili okaleczyć się.

Naiwna gówniara.

Pierwsza czerwona kreska.

Nic nie znacząca.

Druga. Zagryzłam wargę.

Przez całe życie starająca się jak może i tak zawsze będąca na ostatnim miejscu.

Z trzecią syknęłam przeraźliwie. Szybko jednak przyłożyłam dłoń do ust, a żyletka całkowicie wypadła mi z rąk. Na moje szczęście wylądowała na bucie.


***

-Diana?-usłyszałam pukanie i głos Irlandczyka zza drzwi.

-Hmm?-odblokowałam mój telefon udając, że coś na nim robię.

-Mogę wejść?-zapytał łagodnie.

Wzruszyłam bezradnie ramionami. Drzwi się nieco bardziej rozszerzyły, a do środka wszedł Niall, który w ręku trzymał talerzyk z ciastem. Usiadł na skraju łóżka i wystawił rękę abym zabrała jedzenie. Zwinnym ruchem zabrałam mu to i zaczęłam jeść.

-Dzięki.-mruknęłam z pełną buzią.

-Dlaczego wczoraj tak szybko poszłaś?-zadał pytanie, a ja omal nie wyplułam ciasta.

Milczałam.

Milczałam aby nie rozpłakać się jak małe dziecko.Minęły dopiero 4 dni od przyjechania tu przeze mnie. On nic nie mógł wiedzieć. Wszystko wydawało się inne.

-Zmęczona byłam.-prychnęłam.

Blondyn przeczesał swoje włosy.

-Dzisiaj masz wolne. Możesz się cieszyć.-uśmiechnął się.

-Wreszcie.-mruknęłam niezadowolona z obecności Nialla.-Możesz sobie iść? Wiesz wole zostać chociaż raz sama aby nie patrzeć na Ciebie.

-Ej panienko, uraziłaś moje ego.-powiedział. Prawie bym się uśmiechnęła. Szybko jednak zainterweniowałam. Z kieszeni blondyna zaczęła grać piosenka mojego ulubionego zespołu. Nie wiedziałam, że on też lubi Coldplay! Wyraźnie zdumiona obserwowałam jak wyciąga komórkę i odbiera połączenie.-Dzień dobry... Tak przy telefonie... Serio?!... Nie wierzę... Dobrze... Będę... Dziękuję... Do widzenia...-rozłączył się podskakując w miejscu.

-Co się stało?-zapytałam.

Przestał na chwilę skakać szczerząc się jak głupi do sera.

-Jakie to ja mam szczęście. Tak długo na to czekałem i w końcu mi się udało.-zaczął paplać.

-Przejdź do sedna, frajerze.-powiedziałam.

Skrzywił się na moje sława, ale uśmiech znów zagościł na jego twarzy.

-Dostałem pracę!-krzyknął.

-Gratulacje, a teraz możesz iść.-popchnęłam go w stronę drzwi. Sam chyba już da se radę. Otworzył drzwi za chwilę znów odwracając się w moją stronę.

-Sophia chciała się z tobą wybrać na zakupy. Chcesz?-zapytał.

Tak na serio to potrzebowałam towarzystwa jakieś dziewczyny. Avril nie odzywała się, a na pewno tutaj nie przyjedzie.

-A kiedy?-poprawiłam swoją grzywkę.

-Nie wiem. Daj mi pięć minut.-pokazał ręką i wyszedł.

Mam nadzieję, że coś z tego wyjdzie. Z opisu Zayna wydaję się nawet spoko, ale nie liczę na to abyśmy się zakolegowały. Chętnie spędzę czas na zakupach.

Kurwa.

Zapomniałam o jednym małym szczególe. Nie mam kasy. Szybko spojrzałam w lustro i wybiegłam z pokoju potykając się o własne nogi. Zleciałam dosłownie po schodach i zatrzymałam przed ścianą. Jeszcze mi kurwa by było przyjebać w nią. Odszukałam blondyna, który akurat klepnął swój tyłek na fotelu.

-Jak mam iść niby na zakupy bez kasy?-zapytałam dysząc.

-Paul dał nam trochę pieniędzy dla Ciebie jakby coś się działo.-odpowiedział normalniej na świecie.- Zaraz powinna przyjechać i pojedziecie.-powiadomił mnie.

Wyciągnął zielone papierki i mi je podał. Pięćdziesiąt. To, że jestem bogata.

-To co?-zapytałam bawiąc się skrawkiem mojej koszulki.

Spojrzał na mnie zdziwionym wzrokiem nie rozumiejąc o co mi chodzi.

-Za dziesięć minut będzie.-odpowiedział wywracając oczami.

Kiwnęłam głową próbując nie walnąć jakiegoś głupiego tekstu. Odwróciłam się na pięcie wciąż utrzymując kontakt wzrokowy z blondynem.


***

-Nie wiedziałam, że tutaj jest galeria.-spojrzałam na dość średnich wymiarach budynek, do którego wchodzili ludzie.

Sophia uśmiechnęła się na moją wypowiedź, parkując na wolnym miejscu.

-To jeszcze nie jest taka wieś jak myślałaś.-wymamrotała.

Wyjęła kluczyki ze stacyjki i razem wyszłyśmy zatrzaskując drzwiczki od samochodu. Ruszyłyśmy przed siebie,a paru ludzi odwracała za nami wzroki. Gdy już weszłyśmy do środka, wszędzie mogłam zobaczyć dzieci udające dorosłych. Czasami mnie to na serio wkurzało.

-Przepraszam.-usłyszałam za sobą piskliwy głosik.

Zobaczyłam małą dziewczynkę z kucykiem na czubku głowy. W ręku miała komórkę i próbowała schować swoją twarz w kosmykach swoich włosów, które wypadały z kucyka. Schyliłam się odgarniając je z jej buźki.

-Tak?-zapytałam uśmiechając się przyjaźnie.

-Czy mogę z panią zdjęcie?-powiedziała to tak szybko jakby zaraz miałam ją zabić.

Kucnęłam i objęłam ją ramieniem, podając Shopi telefon. Porobiła kilka zdjęć a ja przytuliłam na pożegnanie moją małą fankę.

-Też bym tak chciała.-zapiszczała brązowowłosa.

-Nie nie chciałabyś. Jest to męczące, ale poznajesz dużo fajnych ludzi. Gdzie idziemy najpierw?-zmieniłam temat kierując się za dziewczyną.

-Może do sklepu z butami?-spytała mrużąc oczy.

Zaciągnęłam rękawy koszuli trochę niżej.

-Chcesz sobie kupić?-palnęłam.

-Nie, wypożyczyć.-mruknęła sarkastycznie.

Po chwili byłyśmy już pod sklepem. Weszłyśmy do niego a Sophia rzuciła się na buty w strefie kobiecej. Co? Jaka strefa kobieca?

-Koleżanko?-zapytałam.

Dziewczyna uniosła wzrok na mnie zostawiając buty z nowej kolekcji Aliego.*

-Co?-odpowiedziała przeżuwając swoją dolną wargę.

-Możemy iść tam.-powiedziałam pokazując sklep na przeciwko nas.

Oczy jej się zaświeciły i pociągnęła mnie za rękę. Zaśmiałam się głośno myśląc, że ten dzień może się jakoś dobrze skończyć.


***

Chodzenie po sklepach z Sophią to nie jest idealny pomysł na spędzanie czasu. Dziewczyna naprawdę jest wspaniała. Świetnie się dogadujemy i mamy tyle samo lat, więc tym lepiej. Już wróciłam i jest około pierwszej nocy. 

Nie chce powtórki z rozgrywki. Nie zniosę tego więcej. Ludzie są kłamliwi. Umieją kłamać w żywe oczy, a potem dziwią się dlaczego im nie ufamy. Wszystko wychodzi na jaw. Coś obiecują, ale nigdy tego nie robią. Zawsze tak będzie, ale sądzę, że na sto procent znajdzie się osoba, która da nam połowę swojego serca. Możliwe, że będzie ich więcej. Jednak lepiej poczekać a potem sprawdzić. A na razie nikomu nie ufać. Przecież wszyscy nas oszukują.




  ______________________________________________________________
* He Is We-All about us ft.Owl City
Tak ciota ze mnie.
Rozdział trochę inny niż poprzednie bo w tych dniach miałam chyba wszystkie emocje jakie mogły być.
Ostatnie słowa nie miały się tu znaleźć, ale dzisiaj dowiedziałam się prawdy o swoich niby "przyjaciółkach" i postanowiłam, że główna bohaterka ma myśleć prawię tak jak ja. Na szczęście mam osoby, które tak nie okłamują mnie, na każdym kroku. Akurat tak się złożyła, że wszystko pasuję do rozdziału.
Następny nie wiem kiedy będzie.
Domel xo
 

sobota, 14 czerwca 2014

Informacja

Rozdział jednak nie pojawi się dzisiaj. Ach taka szkoda. Nie miałam zbytnio czasu, ale gdzieś do środy powinnam się wyrobić. Oceny poprawione co równa się więcej też i czasu. Ogólnie nie napisałam tego dlatego że w poniedziałek te oceny, we wtorek mecz charytatywny gdzie spotkałam  Polskich Siatkarzy i rozmawiałam z samym Żygadło. A później 3 dniowa wycieczka z czego wczoraj wróciłam. Wakacje coraz bliżej co i oznacza więcej rozdziałów. Chyba to na tyle. Ach i BARWA dla Naszych Mistrzów!
Bay.
Domel xo

wtorek, 3 czerwca 2014

Chapter Five


Praca wcale nie jest taka zła. Jest okropna. Chyba, każdy kto miał z nią do czynienia miał jej dość. To wszystko na pewno go przerastało. Właśnie tak jak mnie. Myślałam nad założeniem pamiętnika, ale rozmyśliłam się. Bo co jeśli na przykład taki niebieskooki blondyn wtargnie mi do pokoju i go zajebie? Ośmieszył by mnie. Szybko zmieniam tematy.

Jakieś dziwne szmery obudziły mnie ze snu. Jak ja go kurna złapie to mu dam w pysk. Jednak szmery stawały się to coraz głośniejsze.

-Nawet. Kurwa. Nie. Próbuj. Niall.-wycedziłam nie otwierając oczu. 

Skąd wiedziałam, że to on? Przecież to jest oczywiste.

-Diana!-krzyknął radośnie.-Wstań szybko. Nie warto zmarnować takiego ładnego dnia.-dodał nieco ciszej.

-Tak jasne. Akurat mnie będzie go warto zmarnować. Jeśli już skończyłeś możesz iść.-powiedziałam ochrypłym głosem.

-Ale weź jest fajnie! A do tego dzisiaj moi znajomi przychodzą.-pociągnął mnie za nogę czym spadłam na podłogę.

-Niall!-uniosłam się na łokciach skanując pokój, w którym powinien znajdować się niebieskooki gnojek, ale go nie było.

Pozbierałam się i znów opadłam na łóżko. Próbowałam za wszelką cenę zaś usnąć, lecz nic się nie działo. Czułam się ospała, a za razem wyspana. Nie za bardzo chciało mi się podchodzić do walizek. Z ostatnich sił podniosłam się z materaca i podeszłam do moich ubrań. Usiadłam na podłodze, przed przedmiotem, który chował moje ubrania i inne potrzebne mi do życia rzeczy. Wyciągnęłam białą i prześwitującą koszulkę na ramiączkach z jakimś głupim nadrukiem, a z podłogi chwyciłam moje wczorajsze spodenki. Po co codziennie ubierać inne? Z drugiej walizki zabrałam czarną bieliznę. Po drodze do łazienki przypomniałam sobie o stópkach, więc zawróciłam. Kiedy znalazłam się w pomieszczeniu myślenia od razu odkręciłam kran na zimną wodę i obmyłam swoją twarz. Później zaczęłam ubierać przygotowane przedtem rzeczy. Przejechałam tuszem po moich rzęsach i zabrałam się do mycia zębów. Jeszcze przed wyjściem załatwiłam swoje potrzeby. Weszłam do pokoju odkrywszy, że mam trochę ubrań do prania. Jak to wiem nikt mnie nie obsłuży, więc sama będę musiała to zrobić. Wróciłam do łazienki z brudnymi rzeczami. Powrzucałam je do środka urządzenia. Do pomieszczenia wszedł frajer o blond włosach. W rękach trzymał jakieś ciuchy co oznaczało, że chyba miał takie same plany co ja.

-Nawet nie próbuj prać swoich manetek z moimi skarbami.-ostrzegłam go.

-To jest mój dom.-prychnął.

-Trudno. Ja pierwsza zajęłam pralkę.-powiedziałam. 

Blondyn wzruszył ramionami i rzucił ciuchy do kosza na pranie. Nawet nie zauważyłam, że tu było. Oprał się o wolną ścianę koło drzwi i przyglądał się mi gdy ja próbowałam włączyć to cholerstwo.

-Jak się tego pieprzonego urządzenia używa?-zapytałam sama siebie.

-Może wybierzesz najpierw program a potem naciśniesz taki biały duży guzik?-zaśmiał się. 

Spiorunowałam go wzrokiem na co przestał rżeć, ale uśmiech nie schodził mu z twarzy.

-To nie jest śmieszne, okey? Nigdy tego nie robiłam.-mruknęłam.

-Bo inni robili to za Ciebie.-dokończył. 

Podszedł do mnie wyjmując z jednej szafki jakiś proszek. Otworzył takie coś w pralce i wsypał. Zamknął ustawiając coś na pralce. Nacisnął ostatni guzik, a pralka zaczęła wirować. Odłożył rzeczy na poprzednie miejsca.

-Zapamiętam.-powiadomiłam go.

-Bym zapomniał. Mój tata coś od Ciebie chce. Czeka w kuchni jakby co.-wyszedł.

Przejrzałam się w lustrze i ruszyłam na dół aby stanąć w oko ze starszym panem. Nie widziałam go dość długo. Przy stole gdzie jak już wiem wszyscy jedzą on siedział i czytał jak miewam poranną gazetkę.

-Witaj Diano.-przywitał mnie składając i odkładając czasopismo na bok.

-Hej.-odpowiedziałam.

Bobby popił swoją kawę.

-Chciałbym abyś przygotowała jedzenie dla gości. Mam trochę spraw do załatwienia na mieście.-powiedział spokojnie.

-I sądzisz, że to zrobię?-zapytałam na co kiwnął potwierdzająco głową.-Nie będę robić jedzenia dla jakiś bachorów.-warknęłam.

-Te niektóre bachory są starsze od Ciebie.-mruknął wyraźnie.

-To nie ma znaczenia. Nie zrobię tego.-wymusiłam kpiący uśmieszek. 

Noga mi już cierpła, więc stanęłam na drugiej. Starszy pan wziął swoją filiżankę i odstawił do zlewu. Spojrzał na mnie wymownie. Jednym ruchem głowy zaprzeczyłam. Westchnął.

-Diana.

-Nie.-zaprzeczyłam od razu.

-Ale.

-Nadal nic się nie zmienia.-przerwałam mu.

-Chociaż mnie wysłuchaj, dobrze?-zapytał.

-Nie będę aż taka wredna. Mów, a ja nadal będę tutaj stać, ale Cię nie słuchać.-powiedziałam.

Spojrzałam na niego i zaśmiałam się cicho. Jak ja uwielbiam wkurzać ludzi.

-Dobrze rób co  chcesz. Ja już pójdę.-pożegnał się wychodząc z kuchni.

Prychnęłam na niego i ponuciłam sobie przez chwilę jakąś piosenkę.

-Cześć tato.-usłyszałam niebieskookiego.

 Już miałam iść na górę gdy poczułam rękę obejmującą moją talie. Uniosła mnie i postawiła zaś w kuchni. Chciałam wyszarpać się, ale jak zwykle nic by to nie dało. Przed sobą ujrzałam tego dużego frajera, którego nie widziałam od chwili włączenia pralki.

-No to co? Zabieramy się za przygotowanie jedzenia.-zaczął wyjmować z lodówki rzeczy, które bodajże będą służyć do zjedzenia.

-Ja nie chce.-odetchnęłam zasiadając na poprzednie miejsce starszego pana.

-Ale to zrobisz.

-Nie.

Niall przeszedł obok mnie i poczochrał włosy. Na mojej twarzy pojawił się nie mały grymas. Wstałam, chociaż co dopiero usiadłam i rzuciłam się na niego przez co wylądowaliśmy na podłodze. Rękoczyny chyba były tu przewidziane, nie? Na szczęście to ja byłam na górze i mogłam panować nad sytuacją. Blondyn nie poddawał się i obrócił nas tak, że to ja teraz byłam na dole a on górował. Nacisnęłam z całej siły w wgnieceniu nad obojczykiem przez co syknął. Przygwoździł moje nadgarstki do ziemi i przez chwilę się zastanawiał. Po kilku sekundach chwycił moje biodra i zaczął mnie łaskotać. Niestety mam wszędzie łaskotki. Nawet na szyi. To jest okropne uczucie. Śmiałam się wniebogłosy. Wierciłam się na wszystkie strony świata.

-Dobrze, dobrze poddaję się!-wydusiłam z siebie-Tylko przestań!-brzuch już mnie bolał od tego śmiechu jak i kąciki moich ust.

-Wiedziałem, że to jest twoim słabym punktem.-uśmiechnął się zwycięsko schodząc ze mnie i podając mi rękę, którą chwyciłam aby się podnieść.

Otrzepałam swoje spodnie z niewidzialnego kurzu.

-Teraz zrobimy kanapki i szaszłyki.-mruknął w moją stronę.

-Szaszłyki?-zapytałam zdezorientowana. 

Coś jak coś, ale o szaszłykach nigdy nie słyszałam.   

-No tak. Nabija się na patyk różne mięsa, warzywa, a jak chcesz to nawet owoce.-odpowiedział rozmarzony.

-Zabierzmy się za to jak najszybciej.-pokierowałam swoje ręce pod kran.

Umyłam je, a moje czynności powtórzył niebieskooki. Wzięłam potrzebne rzeczy czyli takie jak chleb, masło, jakaś szynka czy ser i ogórki. Przed sobą postawiłam tacę, na której miały znajdować się kanapki. Chleb pokroiłam trochę krzywo, ale zawsze coś. Posmarowałam go serem, to znaczy masłem. Dałam na niego szynkę i tym razem ser plus ogórki. Robiłam tak kolejne jedzenie a cisza mi w tym nie pomagała.

-Frajerze.-zawołałam go.-To znaczy Niall.-poprawiłam się widząc jego pytającą minę.-Co teraz?-spytałam.

-Poukładaj je na siebie.-poinstruował mnie.

Zrobiłam tak jak kazał. Wszystkie kanapki były na sobie. To zaraz przecież może się przewalić.  
Chyba nie o to mu chodziło.

Właśnie, że o to.


-Dobrze?-szturchnęłam kolegę.

Odwrócił wzrok od swoich szaszłyków i wybuchł śmiechem. 

-To była przenośnia.-odepchnął mnie na bok.-Może ja to zrobię.

Nic nie odpowiedziałam tylko oparłam się o blat. Niall układał je obok siebie i potem na. 

Jednak miałem rację.

Zamknij się. 


Wracając do tematu. Mój kolega skończył układać wszystko na tacy i odstawił ją na stół. Swoje szaszłyki też skończył robić.

-Możemy na jutro upiec ciasto.-powiedział wbijając we mnie oczy.-Błagam.-dodał cicho.

-No nie wiem.-podrapałam swój podbródek udając zamyśloną.

-Proszę, proszę.

-A sam nie możesz sobie zrobić?

-No nie. Do tego potrzebuję też Ciebie.-uśmiechnął się po raz kolejny.

-Co za to będę miała?

-Jeden dzień wolny. Tylko proszę zróbmy ciasto.

Zastanowiłam się chwilę. No bo czemu mu nie pomóc? Przynajmniej będzie ciasto, ale z drugiej strony będę miła. Idioto będzie ciasto!

-Okey.-zgodziłam się.

Wzięliśmy się do pracy. Ja nie wiedziałam gdzie są niektóre składniki potrzebne na masę. Jedynie podeszłam do lodówki i wyciągnęłam z niej jajka i mleko. Kiedy wszystko było już przygotowane do miski wbiłam dwa jajeczka. Jak cokolwiek to brzmi. Niall wlał mleko a zaraz po tym zaczął mieszać. 

-Gdzie jest mąka?-rozejrzałam się po pomieszczeniu.

-Druga szafka, górna półka.-wskazał palcem.

Szybkim krokiem znalazłam się koło niej i wyciągnęłam potrzebną mi rzecz. Gdy chciałam zawrócić potknęłam się o sama nie wiem co i zawartość białego pyłu wylądowała na blondynie. Posłałam mu przepraszające spojrzenie po czym wybuchłam śmiechem. Tak zaczęła się wojna na mąkę.


***

Wieczór zbliżał się dużymi krokami. Na dworze zrobiła się trochę chłodniej, więc pozwoliłam sobie pożyczyć bluzę. Na pniach wokół ogniska już wszyscy siedzieli. Wyszłam, a każdy z nich mnie powitał. Dziwne uczucie nie być rozpoznawalną. Diana przecież to jest wieś. Ach no tak, zapomniałam. Bobby gdy wrócił kazał mi iść i poznać nowych ludzi. Nie za bardzo się z tego cieszę. Usiadłam koło pierwszego lepszego idioty. Okazał się nim być czarnowłosy chłopak, który chyba jako jedyny trzymał butelkę piwa. Zauważyłam jakby to powiedzieć plastika. 

Wow.

W czym wy gustujecie. Chłopcy. Laska przyklejała się chyba nawet do drzewa i miała pierdoloną ładną twarz jak i ciemne oczy. Włosy były kasztanowe co mi nie przypadło do gustu. 

Nadal była plastikiem. 

-Ona jest taka głupia czy tylko udaję?-zapytałam chłopaka obok mnie.

-Zdaję mi się, że chyba bardziej pojebana. Nie lubię jej. Nie mam najmniejszego pojęcia co ona robi w naszej paczce.-odpowiedział przenosząc swój wzrok na mnie i potem znowu na ogień, który ogrzewał nasze ciała.

-Diana.-wyciągnęłam rękę w jego stronę.

-Zayn.-przedstawił się.-Nigdy Cię tu nie widziałem. Co ty tutaj robisz? Niall chyba nie znalazł sobie takiej dziewczyny.

-Sądzisz, że jestem brzydka?-zaśmiał się z mojego pytanie.

-Raczej chodząca sex bomba.

-Ta.

-Ja Cię chyba gdzieś widziałem.

-Telewizja, internet?-spytałam.

-Ty jesteś tą piosenkarką. Ta co Hazza za nią lata.-powiedział domyślając się wszystkiego.

-Tak to ja. Zostałam tu wysłana aby stać się dobrą dziewczynką.-skrzyżowałam nogi.

-Ach szkoda mi Cię.-mruknął z udawanym współczuciem. Tak strasznie chciałam poczuć smak piwa, więc wyrwałam mu butelkę i przechyliłam do moich ust. Ulga.-Ej to moje!

-Sorry, dawno nie piłam.

-Czyli?-odebrał piwo z moich rąk.

-Pięć dni.-zaśmiałam się. Bardzo łatwo mnie upić, ale myślę mniej więcej świadomie.

-Szalejesz. W przyszła środę o dwudziestej jest domówka Josha. Mogę Cię podwieźć.-zaproponował mi całką niezłą ofertę.

-Trzeba uważać na Nialla.

-Da się zrobić.-wyciągnął ze swojej kieszenie kartkę z cyframi.-Mój numer. Jakby co to dzwoń.

-A tak z innej beczki. Kim oni są?-zapytałam wskazując na ludzi, którzy chyba nas nawet nie zauważyli.

-Ten w lokach to Harry. Jak już słyszałem to go poznałeś. Dla niektórych kobieciarz, chociaż ma największy szacunek do kobiet na tej ziemi. Niall ciągle chodzi głodny, jest miły, zabawny. Ten to...

-Liam.-powiedziałam.-Wydaję się na miłego i pomocnego.

-Bo taki jest. Nie lubi gadać o swojej przeszłości.-opowiedział.-Nicole jest plastikiem. Ma w chuj tapety na mordzie. Każdy koleś w szkolę się za nią obraca. Jest wredna, głupia i pojebana. Ostatnia to Sophia. Jest miła, rozumie każdego i jeszcze go tutaj nie ma, ale jest wybredny, szalony, zabawny, czasami wkurwiający.-opisał chłopaka. 

-Sorry za spóźnienie.-odezwał się głos gdzieś koło drzwi wyjściowych.

-A to jest.-już miał go przestawiać.

-Louis.-syknęłam.

To nie jest prawda.





  ______________________________________________________________
 Nie sprawdzane!
Dwa tygodnie nie starczyły xd
Tak czy siak się nie wyrobiłam :c
Będę miała przez kilka dni wolne.
Kolejny 14.06
 Domel xo

wtorek, 20 maja 2014

Chapter Four


-Otwieraj to do jasnej cholery!-krzyknął zdenerwowany Niall próbując wtargnąć do zamkniętej łazienki. Uśmiech, który był widoczny na mojej twarzy kilka sekund temu znacznie się poszerzył. Już chyba drugi raz w tym dniu wybuchłam śmiechem.-Diana!

Zjechałam po drzwiach, raptownie łapiąc się za brzuch i próbując złapać oddech.

-Zemsta jest słodka.-powiedziałam roześmiana.

Tym razem to ja się będę śmiać. Specjalnie wstałam wcześniej. Tak ja Diana Doyer najsławniejsza, najfajniejsza, najepicka, najskromniejsza wstałam o piątej rano aby dokonać zemsty. Założyłam na siebie przygotowane wcześniej rzeczy czyli jakieś krótkie błękitne szorty i jakąś koszulę z podwiniętymi rękawami. Po cichu zeszłam na dół do kuchni i zaczęłam przeglądać szafki w celu znalezieniu jakieś dużej miski. Nigdzie nie znalazłam, więc postanowiłam przeszukać szuflady. Na moje szczęście już w pierwszej się znajdowała. Na palcach przeszłam do łazienki i odkręciłam kurek z wrzącą wodą. Zimna by nie dała jakiegoś efektu jakby coś. Nalałam wody do miski. Z tego co zapamiętałam ma pokój na samym końcu po prawej. Otworzyłam drzwi, a na łóżku zostałam starszego pana. O Jezu. Jak mogłam się tak pomylić? Okey teraz drzwi na wprost mojego pokoju. To na sto procent powinny być te. Nacisnęłam klamkę i weszłam pewnym krokiem do pokoju. Było zbyt ciemno abym ogarnęła jak on wygląda, ale to chyba nie na to pora. Miał większy pokój od mojego. To nie jest sprawiedliwe. Skręciłam głowę w prawy bok i ujrzałam go. Spał odwrócony w moją stronę. Jego blond włosy tym razem były rozczochrane. Twarz miał łagodną, a usta lekko rozchylone. Chyba nie muszę dopowiadać, że cicho pochrapuje. Po prostu wyglądał jak niewinne dziecko. Niebawem. Podeszłam do niego i przechyliłam miskę na ciało chłopaka. Od razu otworzył szeroko oczy i zawył z bólu. Porozglądał się dookoła, aż jego oczy nie natrafiły na mnie. Zakryłam ręką usta, z których wydobył się chichot. Moje nogi same zaczęły uciekać kiedy zauważyły, że chłopak się podnosi i zaczyna iść w moją stronę. Pobiegłam do łazienki i zamknęłam się w niej. Po chwili wybuchłam niepohamowanym śmiechem.

A teraz nadal się śmieję z tego wszystkiego. Wstałam i oparłam się o umywalkę. Drzwi nagle otworzyły się z hukiem. Spojrzałam na postać stojącą w drzwiach.  

Mokry Niall.

Miał na sobie piżamę? Koszulkę z krótkim rękawem a na niej logo jakieś drużyny piłkarskiej. 

Chyba.

I spodenki podobne do koszulki. No raczej bardziej dresy. Nawet nie wiem kiedy zbliżył się do mnie i złapał za nadgarstki. W mgnieniu oka wepchnął mnie pod prysznic przy tym przegniatając mnie do ściany swoim ciałem. Boże jak on parzy. Jeszcze powiedz, że jest gorący. Żartujesz sobie mózgu, nie? Blondyn szybko odkręcił lodowatą wodę, która zaczęła nas oblewać. Odetchnął z ulgą, a ja próbowałam się szarpać. Lecz miał za mocny uścisk. Coraz bardziej byłam mokra. To on miał być tylko mokry, a nie ja.

-Nie mogłaś przynajmniej zimnej. Wiesz jak to piekło?-zapytał próbując opanować swój ton, ale coś mu nie wyszło. 

Wiedziałam, że jest wkurwiony. 

-Weź mnie puść i nie zawracaj dupy!-szarpnęłam się kolejny raz z rzędu co skutkowało tym, że jeszcze bardziej przygniótł mnie do kafelkowej powierzchni i nie miałam żadnej drogi ucieczki.-Nienawidzę Cię. 

-Tak, tak jak Ciebie też.

-To miała być zemsta.-chlusnęłam.

-Nie potrafisz jej planować.-mruknął rozluźniając uścisk. Z tego powodu też szybko się wyrwałam i od razu obejrzałam w lustrzę. Cały mój makijaż spływał po mojej twarzy wraz z moją dumą. Jeszcze tylko 170 280 minut oraz 10 368 000 sekund  do tego abym wydostała się z tego zadupia. Jeśli źle obliczyłam to mniej więcej tyle powinno wychodzić lub coś koło tego. Kalkulator nigdy nie kłamie.-Wiesz, chyba nie jesteś teraz zbyt piękna panno Doyore.-zaśmiał się wyjmując ręczniki.

-Doyer.-poprawiłam go.

-To jedno i to samo.-podał mi materiał, który z impetem wyrwałam. 

Tak nie mam zielonego pojęcia co znaczy słowo impetem.  

Zdjęłam koszulę pozostając w samej bokserce. Rzuciłam ją gdzieś na podłogę i owinęłam dookoła ramion różowy ręcznik. 

Good.

Wychodząc celowo uderzyłam w ramię Nialla. Po drodze do mojego pokoju minęłam zdziwionego starszego pana. Bez słowa weszłam do azylu, ale co by to było za wejście gdybym nie wywaliła się przez jakiś dywan, którego istnienia nigdy nie widziałam. Po omacku złapałam za klamkę i podniosłam się do pozycji stojącej. Było już dosyć jasno. Z niewypakowanej walizki, bo jeszcze czekam na jakiś durny cud, wyjęłam nowe ciuchy i bieliznę, w które się przebrałam.

***

-Błagam tylko nie on. Musisz się z nim dzisiaj widzieć?-jęknęłam spoglądając na chłopaka z zielonymi oczami, który właśnie zmierzał w stronę drzwi.

-Obiecałem, że mu pomogę w projekcie.

-Jakim zaś projekcie?-zapytałam a w pomieszczeniu rozbrzmiał dzwonek do drzwi. 

Blondyn poszedł otworzyć a ja dokończyłam śniadanie robione przez niego. Do kuchni wszedł Harry. Za co mnie tak każecie?

-Hej.-przywitał się próbując zdemaskować szeroki uśmiech, który cisnął się na jego usta. 

Jednak coś mu to nie wychodziło.

-Cześć.-odpowiedziałam.

-Projekt do szkoły Diana. Ty też do niej będziesz chodzić.-wytłumaczył Niall pokazując ręką do Harrego aby poszedł na górę. 

Zakładam, że do jego pokoju.

-Chyba sobie żartujesz.-powiedziałam dosyć głośno przywołując na siebie uwagę Loczka.-Nigdzie się kurwa nie wybieram.-dodałam nieco ciszej.

-Będziesz chodzić do drugiej klasy. Dziesiątego sierpnia się zaczyna.-powiadomił mnie.

-Człowieku mam osiemnaście lat. Po jaką cholerę mi szkoła? Po za tym ty masz ...-przerwałam nie wiedząc w jakim wieku jest niebieskooki.

-Dziewiętnaście.-podpowiedział.

-No właśnie dziewiętnaście, więc to nie ma żadnego sensu.-podsumowałam.

-Panienko dzisiaj czeka Cię też mało roboty. Musisz tylko przenieś narzędzia do schowka. Jest on obok garażu.-zmienił temat.

-Ha ha ha. To, że dacie mi mało pracy to nie znaczy, że to zrobię.-prychnęłam.

-Mogę zawsze zabrać Ci telefon.-podrapał się po brodzie udając zamyślonego.  

-Nie dam Ci go.-skrzyżowałam ręce na klatce.

-A czym go ładujesz?-zapytał.

-No ładowarką.-odpowiedziałam. 

-A gdzie ona jest?

-W moim pokoju, w walizce w bocznej kieszeni z napisem. Przynajmniej była.-mruknęłam pod nosem.

-Znalazłem taką z czerwoną obudową przy drzwiach. Jest Twoja?

-Niall!-krzyknęłam. 

Uśmiechnął się słodko.

-Zrobisz to dostaniesz. Coś za coś.-pomachał mi i poszedł na górę. 

Zezłoszczona wyjęłam mojego Iphona i na siłę próbowałam włączyć. Czy ja już kiedyś mówiłam, że go naprawdę nienawidzę?

***

Dał mi chyba z pięćdziesiąt rzeczy. Na szczęście zostało mi tylko czterdzieści osiem par. Chwyciłam kolejne rzeczy  w obie ręce i zadowolona z siebie szłam w stronę schowka. Patrząc pod nogi zauważyłam psa, który wleciał  prosto na mnie.

Kolejne raz dzisiaj upadłam. Super.

-Loki!-wołał chłopak biegnąc za psem.-O Boże nic Ci nie jest? Wszystko w porządku? Nie zrobił Ci nic?-zapytał lekko przerażony podając mi dłoń, którą objęłam moją i wstałam.

-Nic mi nie jest.-powiedziałam otrzępując swoje spodenki.

-Przepraszam Cię bardzo, ale na pewno nic Ci nie jest?-zapytał jeszcze raz.

-Tak.

-Może Ci pomogę?

-Mógłbyś?-zadałam pytanie robiąc maślane oczy.

-Oczywiście, oczywiście.

-Dzięki.-podziękowałam i podałam narzędzia chłopakowi.

Razem odnieśliśmy je do pomieszczenia. Tak było z kolejnymi narzędziami. Za bardzo się do siebie nie odzywaliśmy. Chłopak miał piwne oczy i brązowe włosy. Wyglądał na dobrze wychowanego nie to co Niall. A teraz pytanie. Dlaczego jestem dla niego miła? Wiecie sama tego nie rozumiem. On ma coś w sobie takiego co każe Ci być miłym.

-A co z twoim psem?-zapytałam uświadamiając sobie, że przecież pies pobiegł dalej.

-Zna drogę do domu. Powinien wrócić.-zapewnił mnie. 

Popatrzył się na mnie i uśmiechnął się poprawiając swoją grzywkę.

Staliśmy przez chwilę w ciszy.

-Diana.-podałam mu drugi raz tego dnia rękę.

-Jak mogłem o tym zapomnieć?-walnął się z otwartej dłoni w czoło.-Liam. Liam Payne.-odwzajemnił uścisk.

-Normalnie jak z filmu. Jesteś tajnym agentem?-zaśmialiśmy się.

-Tak i jestem tutaj po to aby udowodnić to, że jesteś kryminalistką.-poklepał mnie po ramieniu. 

Zaśmiałam się trochę głośniej.

-Jeszcze raz wielkie dzięki.

-Nie ma za co.-posłał mi już któryś tam uśmiech z kolei.

-Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. 

-Już za niedługo.-powiedział.

-Do zobaczenia.

-Do zobaczenia, Diana.-pożegnał się ze mną i poszedł oglądając się za siebie.

Pomachałam mu na co odmachał. Normalnym krokiem wróciłam do domu. Otworzyłam drzwi i mogłam być świadkiem bitwy na bitą śmietanę. Harry i Niall zatrzymali się w dziwnych pozach patrząc na mnie z wielkimi oczami. Po chwili blondyn się ogarnął.

-Już to zrobiłaś?-zapytał wyrzucając puszkę gdzieś za siebie.

-Tak. Widzę, że nieźle się tu bawiliście. Chcieliście urządzić striptiz z bitą śmietaną?

-Tak.-odpowiedział Harry.

-Nie, nie. Co ty mówisz?-wyrwał się Niall.

-To znaczy nie!-krzyknął Harry.

Zaśmiałam się powstrzymując łzy.

-Normalnie jak z dziećmi. Niall obiecałeś mi coś.-wystawiłam rękę aby otrzymać rzecz należącą do mnie.

Blondyn pokiwał głową idąc do sąsiedniego pokoju. Po chwili stanął przede mną przekazując mi ładowarkę. Z nadmiaru radości przytuliłam go. Po tym od razu pobiegłam do mojego pokoju. Porozglądałam się i w końcu znalazłam gniazdko. Podłączyłam telefon, a on za chwilę się włączył. Poczekałam chwilę na to aby się załadował. Gdy się wreszcie uruchomił przytuliłam go z całej siły. Miałam dwadzieścia trzy sms.

Trzy od Lavigne. 

Jeden od mojego brata.

A reszta jest od Eda.

Nie miałam siły by teraz je czytać. Pragnęłam tylko pograć na gitarze, której niestety nie posiadałam.





 ______________________________________________________________
Hej. Przybywam do was z nowym rozdziałem.
Wiem spóźniłam się, ale teraz mam poprawy.
Ciągle staram się pisać coś na lekcji kiedy nie robimy nic co wpływa na moją ocenę.
Przepraszam :)
Nowy rozdział nie wiem kiedy będzie albo w tym lub w następnym tygodniu.
Za błędy przepraszam, ale pisałam tak aby to dzisiaj wstawić :D
Domel xo

 

wtorek, 13 maja 2014

Chapter Three


Na pewno znacie ludzi, którzy wkurwiają wszystkich swoją obecnością albo zachowaniem. Nikt ich nie lubi chyba, że wszyscy je lubią, a jest jeden wyjątek. Czyli ja. Wkurzanie ludzi to chyba główna cecha Nialla. Dzisiaj miałam bardzo fajną i miłą pobudkę. Ten sarkazm.

-Ej Diana wstawaj.-powiedział jakiś głos. Mruknęłam nieznane mi słowa pod nosem.-Jest już ósma pora wstać, wiesz?-zapytał.

-Spierdalaj.-machnęłam ręką i przekręciłam się na inną stronę łóżka. Usłyszałam jak postać wychodzi z pokoju i po chwili znów wchodzi. Nagle poczułam coś strasznie zimnego. Wstałam jak oparzona. Zobaczyłam uśmiechniętego Nialla z wiadrem w ręce. Czułam jak krople wody zjeżdżają wzdłuż mojego ciała.-Kurwa! Niall nie żyjesz!

  Gonitwa nie była najlepszym rozwiązaniem. Pamiętam ,że przebiegłam przez salon i wyleciałam na dwór tuż za nim.

-Zatrzymaj się, no!-powoli opadałam z sił. 
-Wiesz.-przedłużył.-Trochę kondycji by się przydało.-zachichotał opierając się o drewniany płot. Myślałam, że wyjdę zaraz z siebie, ale na jego szczęście tak się nie stało. Jeszcze.-Jak już wstałaś to ubieraj się. Dzisiaj twój wielki dzień!

-Chyba Cię posrało.-jęknęłam. Jeśli wielki dzień mogę nazwać tym, że będę cokolwiek tutaj sprzątać lub przenosić to jeszcze lepiej byłoby mnie wysłać do poprawczaka. 

 Popatrzałam na niego jeszcze chwile i weszłam do środka. Można było zauważyć za mną ślady mokrych stóp. Jak ja to będę musiała sprzątać to chyba kogoś coś zaboli. Nie moja wina.

A właśnie teraz jest ten moment, którego nienawidzę.

-Czemu?-spytałam zawiedziona i zdziwiona.

-Co?-do kuchni przyszedł Niall z tym swoim irytującym uśmiechem.

-Nie ma śniadania.-oznajmiłam krzyżując ręce na klatce piersiowej.

-To sobie zrób. To chyba nic trudnego.-zaśmiał się i pokazał palcem na lodówkę. 

 Rozumiecie? Sama miałam sobie zrobić coś do jedzenia. To jest niesprawiedliwe! Żeby nie było to zrobiłam kanapkę. No przynajmniej próbowałam.

-Serio? Nie wiesz co zrobić?-zapytał. Nie żeby coś, ale jak się robi kanapkę? Wiem, że najpierw idzie masło. Wzięłam je do ręki aby później posmarować nim kromkę chleba. Wyjęłam także nóż i go chyciłam. Źle go złapałam po czym spadł mi na podłogę.-Sieroto, może ja to za ciebie zrobię?

-Umiem sobie sama poradzić.-podniosłam go z podłogi i dałam do zlewu.

Po dziesięciu minutach się udało. W aktualnej chwili siedzę na ławce i odpisuje na wiadomości fanów. Zazwyczaj są pytania jak się czuję czy coś w tym stylu. Wczoraj wieczorem jeszcze przed spaniem dostałam sms od Paula, w którym powiadomił mnie abym nikomu nie mówiła gdzie się znajduję. Zrobiłabym mu na złość, ale chyba też potrzebuję trochę prywatności. A poza tym zostawili mnie bez kasy. Zabrali ją sobie tak po prostu. A co tam weźmy je po co Diana będzie ich potrzebować?

-Z tego co wiem to miałaś pracować, a ja miałem Ci pomagać, a nie na odwrót. Sorry ty w ogóle nic nie robisz.-powiedział blondyn wyrywając mi telefon z rąk i rzucając go gdzieś w wysoką trawę.

-A z tego co ja wiem to właśnie bym leżała w wygodnym łóżku hotelowym, a nie była tu wraz z tobą.-odpyskowałam wstając i mierząc się z nim. Niestety był wyższy o jakieś piętnaście centymetrów. Konefka! Co? Jaka zaś konefka?

-To masz problem.-mruknął patrząc mi prosto w oczy. Śmieszyła mnie ta sytuacja, chociaż próbowałam utrzymać kamienną twarz. Taki głupi chłopak i taka mądra ja.- Co Cię tak bawi?

-Jakim cudem? Umiesz czytać z oczu?-zadałam pytanie dziecięcym głosem.

-Jeśli przesiaduję z moimi znajomymi całe dni to widzisz jakie tego są efekty.-machnął ręką i zmarszczył brwi.-Ej! A byś mnie zagadała. Musisz zabrać się do pracy. Najpierw przenieś te związane siano tam.-pokazał palcem na miejsce. Było z dwadzieścia metrów od nas.

-Boli Cię coś?-postukałam palcem o głowę pokazując jego wyraz inteligencji.

-Diana, idź i to zrób. Nie będę więcej powtarzał.-westchnął.

-To nie powtarzaj.

-Diana.-spojrzał na mnie.-Możemy tu siedzieć, aż do rana jak to dopiero zrobisz.-usiadł nieopodal mnie.

-Ile tu w ogóle siedzimy?-zapytałam.

-Cztery godziny. Zdążyłem przenieś moje siano, a ty siedziałaś na telefonie.-odpowiedział. 

-Wiesz to mój drugi dzień tutaj, a już Cię nie lubię.-uśmiechnęłam się sztucznie i wstałam aby rozprostować nogi. 

-Wzajemnie.-prychnął pod nosem.-To zrobisz to w końcu? Głodny jestem.-przerwał ciszę.

-Chcesz abym przeniosła trzy kilogramy siana bo jesteś głodny?-zapytałam wkurwiona.

-No.-przerwał na chwilę.-Tak.-dodał.

-Nie zrobię tego.-klasnęłam w dłonie.

-Zrobisz.-zmrużył oczy.

-Właśnie, że nie.

-Właśnie, że tak.-przeczesał swoimi palcami włosy.-Jeśli to zrobisz będziesz miała wolne przez resztę dnia, więc?-zapytał na co pokiwałam przecząco głową.-Jesteś upierdliwa.

-A ty pyskaty. Możesz zawsze to zrobić za mnie.-oparłam się o płot i poprawiłam buty.-Ja mogę na przykład uczyć się tego od Ciebie.

-A i tak nic nie zrobisz, prawda?-pokiwałam głową.-Dopiero co usiadłem.-podniósł się ze swojego miejsca, założył jakieś rękawice i potarł nimi o siebie. 

Chwycił siano za sznurek i ruszył z nim. Tak było dopóki nie przeniósł wszystkiego. Odłożył wszystko na swoje miejsce i mogliśmy ruszyć w stronę drzwi.

-Dzięki.

-Następnym razem sama to zrobisz.-oznajmił. Przeszukałam kieszenie moich spodenek, ale nic nie znalazłam.

-Niall. Gdzie jest mój telefon?-wbiegłam do kuchni spojrzawszy na chłopaka.

-Zapewne leży gdzieś w trawie.-zaśmiał się. 

Wybiegłam z domku i znalazłam się pod płotem. Zbadałam dokładnie wszystko, lecz nigdzie nie znalazłam mojego telefonu.

-Tego szukasz?-zapytał irytującym tonem blondyn przekręcając w dłoni mojego Iphona. Wstałam i podeszłam do niego.

-Oddaj.

-Nie.-podniósł rękę wyżej przez co wiedziałam już, że nie mam szans.

-Tak.

-Nie.

-Tak.

-Dobra koniec. Jutro do nas przychodzi Harry a w sobotę moi znajomi. Proszę Cię tylko o to byś była grzeczna. Zrozumiano?-pokiwał mi przed twarzą moim telefonem.

-A oddasz mi mojego skarba?-splunęłam.

-Jeśli będziesz grzeczna.

-Wiesz, że Cię nienawidzę?

-Powtarzasz się.-oddał mi telefon i zajadając się kanapką, której wcześniej nie widziałam ruszył z powrotem do środka. 

Ruszam za nim. Wchodzę i od razu wskakuję na kanapę, z którą zdążyłam się zaprzyjaźnić. Próbuje włączyć mój telefon i zauważam, że jest rozładowany. Super. Wstałam i poszłam do pokoju. Otwieram walizkę i od razu biorę się w poszukiwaniu ładowarki. Nie umiem jej znaleźć, przecież jeszcze tu była. Trzy dni temu. przeszukałam już chyba wszystko a po niej ślad zaginął. Jedynie wyjście to pożyczenie. Nie piszę się na to. Niall to głupi, pyskaty, wkurwiający, niedojrzały frajer. Mogłabym też pożyczyć o starszego pana, ale go nie ma, a ja nie mam nawet małego pojęcia gdzie ona może się znajdować. Siadłam na łóżku oczekując na zbawienie. Zamknęłam oczy i czuję jak odpływam.

Pukanie do drzwi budzi mnie z przyjemnego snu. Na dworze zrobiło się ciemno. Ile tak przeleżałam. Krzyczę "proszę". Do środka wchodzi straszy pan. Na pewno jest to dziwne, że nazywam go starszym panem, ale jest stary. Nie pytajcie.

-Chciałem się zapytać czy zjesz z nami może kolacje.-powiedział.

-Tak chętnie. Pogadajmy sobie jak najlepsi przyjaciele.-odpowiedziałam sarkastycznie. Spojrzał nam mnie wymownie.-Nie, nie chce z wami nic jeść. Nie jestem głodna.-zakrywam ręką twarz i upadam na łóżko. W pokoju rozbrzmiewa głód mojego brzucha.

-Właśnie widzę.-mruknął Bobby i wyszedł. Spojrzałam przez okno. Jezioro nawet w ciemności wydaję się takie piękne.

Nie dostrzegałam tego, że w drugi dzień tak mnie potraktują. Myślę żeby plan czas zacząć. Najwyraźniej będzie źle. Bardzo źle Horanowie.

____________________________________________________
I o to kolejny rozdział :D
Wiem spierdoliłam sprawę. Rozdział jest nieco krótki a to z powodu czasu. Rok szkolny się kończy, a ja musze popoprawiać oceny :)
Następny przewiduję na niedzielę, teraz akurat są mecze, więc jest duża szansa, że się uda.
Bay
Domel ox