niedziela, 29 czerwca 2014

Chapter Seven

Kolejne dni zapowiadają się coraz ciekawiej. No może poza budzeniem mnie przez Nialla. O porannym frajerze chyba nie muszę mówić jak wyciągał mnie z łóżka na siłę.

Wychodząc z mojego pokoju powiedział tylko, że dzisiaj idziemy zbierać owoce na pole i żebym nie ubierała się przypadkiem w moje najlepsze ciuchy, dlatego rzucił mi jakieś ogrodniczki. Nie były brzydkie czy też zbyt piękne. Postanowiłam je ubrać bo jakby coś się stało moim rzeczom to sobie nie daruję. Ubrałam jakąś czarną koszulę, tak aby nie było widać moich rąk i poszłam obstawić się do toalety, z której nie wychodziłam ponad dwie godziny, aby zrobić jak najmniej bo wiedziałam, że i tak nie uda mi się uciec od nich. Nawet już nie mam na to siły.

Kiedy już postanowiłam wyjść szybko wyminęłam starszego pana i wzięłam blondynowi z ręki kawę. Zdezorientowany podniósł na mnie wzrok gdy już wypiłam ją całą. Odstawiłam kubek na stół i uśmiechnęłam się, ale mina od razu mi zrzedła kiedy przypomniałam sobie gdzie jestem.

Cholera.

-Długo Ci zeszło.-jęknął Niall.-Idź ubieraj swoje buty i idziemy.-powiadomił mnie pokazując na tylne drzwi.

Przewróciłam oczami, ale zrobiłam tak jak mi kazał.

Sophia obiecała, że pomoże mi wymknąć się z domku, ponieważ sama też idzie na domówkę, a nie chce iść tylko z czarnowłosym. Jestem szczerze podekscytowana tym wszystkim, ale przestańmy na chwilę o tym myśleć. Muszę iść.

Założyłam na moje nogi trampki i ślimaczym tempem skierowałam się do drzwi gdzie stał niebieskooki. Widać było, że mu się nudzi bo chyba nie, każdy człowiek namierza coś na palcu i udaję, że strzela. Zaśmiałam się zakrywając ręką moje usta. Niall trochę zagubiony zaczął się rozglądać dookoła dopóki nie natrafił na mnie. Pokazał ręką abym wyszła i tak też zrobiłam. Zeszliśmy ze schodów i szliśmy w ramię w ramię. Ścieżka była już wydeptana, a wokół niej były słoneczniki. Normalnie jak w filmie. Blondyn zeskanował mnie z góry do dołu i znów zaczął jechać do góry. Uśmiechnął się.

-Wiedziałem, że jakoś będziesz w tym wyglądać.-odezwał się.

-Przecież idę na modelkę, nie wiedziałeś?-zapytałam żartobliwie.

-Och, przepraszam Cię przez ten nadmiar pracy zapomniałem w ogóle.-odpowiedział odchylając głowę i śmiejąc się jak mały dzieciak.

-Co to kurwa za menadżer?-fuknęłam.

-Przystojny.-pokiwał głową.

Pokręciłam głową ze śmiechu i zaczęłam potykać się o własne nogi. Prawie bym się wywróciła gdyby nie Niall, który w ostatnim momencie mnie złapał. Postawił równo i dalej szliśmy. Na zakręcie to on się wywalił na kolana, a ja stałam i robiłam zdjęcia. Przewrócił oczami próbując wstać, ale marnie mu to szło.

-Jeny, jaka ciota z Ciebie.-oznajmiłam.

-Sama byś się wywaliła, gdyby nie ja. Powinnaś teraz błagać mnie o przebaczenie.-splunął uśmiechając się.

-No tak.-mruknęłam gdy już się podniósł.

Otrzepał ręce jak i spodnie. Ruszyliśmy dalej co chwilę posyłając sobie wredne uśmieszki i spojrzenia. Pomrukiwałam cicho pod nosem śpiewają.

" Kiedy robisz, co w twojej mocy, ale nie osiągasz celu
Kiedy dostajesz to, czego chcesz, ale nie to, czego potrzebujesz
Kiedy czujesz się taki zmęczony, ale nie możesz spać
Nie potrafisz pójść dalej
"

"Kiedy te łzy spływają po twojej twarzy
Kiedy tracisz coś, czego nie możesz niczym zastąpić
Kiedy kogoś kochasz, ale wszystko idzie na marne
Czy mogłoby być gorzej?
"

Dołączył się do mnie Niall, który szczerze mówiąc zaskoczył mnie swoim głosem. Posłał mi lekki uśmiech zachęcając abym śpiewała dalej. Tak też zrobiłam. 

"W końcu znajdziesz swoją drogę do celu
Która da Ci iskierkę nadziei
"

"A ja spróbuję cię naprawić"*

Dokończył popychając mnie na słoneczniki. Nie odezwałam się już.
 
Po kilku minutach wreszcie doszliśmy na miejsce. Rośliny ustawione w rządkach. Jest ich chyba ze sto. Niedaleko nas były postawione koszyki, które zapewne były dla nas.

-No to czas zabrać się do roboty.-poinformował mnie chłopak ruszając w ich stronę i rzucając mi jeden.

Prychnęłam idąc za nim. Stanęliśmy przed, którymś tam rządkiem i weszliśmy w głąb. Niektóre gałęzie walały się wszędzie. Blondyn stanął i przykucnął zrywając jak mogłam zauważyć truskawki. Dziwne, że byliśmy tu tylko my, ale to i tak dobrze.

-Dobra, to ty sobie zbieraj to wszystko a ja sobie popiszę z kimś.-powiedziałam.

-Oj nie kochana, ty też zbieraj inaczej będziesz sprzątać stajnie.-dodał.

-Ty nie mówisz poważnie, nie?-zapytałam mając minę zbitego psa.

-Mówię całkowicie poważnie, panienko.

Machnęłam ręką i poszłam trochę dalej od niego. Usiadłam po turecku zrywając truskawki. Kiedy już miałam napełniony koszyk zaczęłam tam ich trochę podjadać i obserwowałam chłopaka. Nic za ciekawego nie robił, więc wzięłam jedną małą roślinkę i rzuciłam w niego od razu się odwracając i udając, że coś robię. Po chwili dostałam czymś w ramię, odwróciłam się aby zobaczyć tą samą truskawkę. Spojrzałam na niebieskookiego, ale on robił to co wcześniej. Podniosłam brew i znów odrzuciłam owoc. Zaś dostałam, ale tym razem w policzek. Lekko wkurwiona podniosłam swój wzrok na Nialla, który jakby nigdy nic podnosił się z uśmiechem na twarzy. Zrobiłam to samo i ruszyłam w jego stronę.

-Ile jeszcze?-zapytałam.

-Cztery koszyki.-mruknął żując wargę i podając mi następny koszyczek.

Westchnęłam idąc wzdłuż rzędów roślin. Słońce coraz bardziej zachodziło,a ja nadal nie uzbierałam tyle owoców ile trzeba było. Już powoli przestałam myśleć o pracy, a zaczęłam zastanawiać się co robi Ed, Avril czy nawet mój głupi straszy brat. Wiem, że z Edem się ostatnio pokłóciłam jak i ze wszystkimi, ale szczerze tęsknie za nimi. Avril na pewno teraz ma jakąś galę, na której ja też bym była. Mój brat mizia się z Jo. Jak ja jej nie lubię. I został nam Ed. Mam taką chęć do niego zadzwonić czy nawet napisać, ale to on zaczął, więc powinien pierwszy napisać i przeprosić rzecz jasna.

Z moich przemyśleń wyrwał mnie szelest liści. Wiatr nie wiał co było dziwne, ale postanowiłam to zignorować. Gdy następne pięć razy tak się stało nie wytrzymałam i wstałam na równe nogi rozglądając się dookoła aby dotrzeć do źródła dźwięku. Dobiegało to z prawej strony, więc tam się udałam. Po chwili usłyszałam jakieś skomlenia, a za średnich krzaków zobaczyłam chyba najpiękniejsze stworzenie na świecie. Takie małe i... i wspaniałe. 

-Niall!-zawołałam, ale nigdzie go nie ujrzałam.-Niall!-zawołałam głośniej.

-Co?-zapytał głos za mną przez co się wystraszyłam.

-Patrz kogo tu znalazłam.-uśmiechnęłam się głaszcząc psa.

Niall podszedł bliżej i z uwagą przypatrywał się stworzeniu.

-Co chcesz z nim zrobić?-spytał.

-Możemy go przygarnąć?-błagałam.-Proszę! Będę się nim opiekować jak należy i będę go wyprowadzać na dwór co chwilę i wszystko inne co z nim związane.-klękłam przed nim trzymając psa na rękach. 

Był on biały jak śnieg i taki słodki.

Niebieskooki frajer zastanawiał się przez dłuższą chwilę.

-No nie wiem. Na psa trzeba wydać kasę.-oparł swoje ręce o biodra.

Za to ja zrobiłam minę tak zwanego kota ze Shreka.

-Proszę.-jęknęłam przegryzając policzek od wewnątrz.-Zrobię wszystko, a poza tym nie można tak biednego psa zostawić samego na polu. Nie wiadomo co tu się kręci.-fuknęłam.

-Możemy go zawsze komuś oddać.-zmarszczył czoło.

-Nie!-krzyknęłam, a blondyn się zaśmiał.

Pies dla, którego jeszcze nie miałam imienia zaszczekał szczęśliwie merdając ogonem.

-Dobra, zgadzam się, ale mam u ciebie przysługę, pamiętaj.-pokiwał palcem.

Niall wziął jakiś sznurek i zrobił z niego prowizoryczną smycz dla malca. Podniósł swoje koszyki i ruszył na drogę, z której tu się dostaliśmy.

-Możemy się już zbierać? Robi się ciemno.-spytałam się.

Rzeczywiście robiło się ciemno. Nie wiem ile czasu tu przesiedzieliśmy, ale słońce zachodziło za horyzontem.

-Jasne, tylko patrz się czy Ci nie ucieka.-ostrzegł.

Pokiwałam głową i ruszyłam za nim niosąc dwa koszyki na sobie i jeden w ręce. Smycz na szczęście miałam obwiązaną na nadgarstku co trochę mnie szczypało. Kurna nie pomyślałam o tym.

-Jak chcesz ją nazwać?-zapytał blondyn w czasie drogi do domku.

-Skąd możesz wiedzieć, że to ona?-prychnęłam,a  on popatrzał na mnie jak na idiotkę aby później się roześmiać.-Dobra o nic nie pytałam.-zaczerwieniłam się. Co kurwa?

-Może Hope?-spytał.

-Hope to nie imię dla psa.-wywróciłam oczami.

-Więc jak?-zapytał kolejny raz.

-Joki!-wykrzyczeliśmy w tym samym momencie.

Zaczęliśmy się śmiać wniebogłosy. Tak ten dzień mogę zaliczyć do udanych.


 ______________________________________________________________
 Witam!
Rozdział pojawił się jeszcze w tygodniu. Dosyć krótki bo dzisiaj go napisałam aby zdążyć.
Wakacje się już zaczęły, więc mogę już zacząć pisać następny :D
To tyle.
Domel xo


środa, 18 czerwca 2014

Chapter Six


"Szłam ulicą mojego miasteczka wraz z Avril. Opowiadała mi o sławię jak i o koncertach, które grała. Zawsze chciałam śpiewać przed milionami ludzi, ale byłam zbyt nieśmiała. A dziewczyna taka jak ja nie miała najmniejszych szans o to by dostać się na listy przeboju. Jednak, każdy zaczyna od początku, prawda?

-Diana czy ty mnie w ogóle słuchasz?-zapytała moja przyjaciółka spoglądając na mnie znad okularów przeciwsłonecznych.

-Jasne, że tak.-odpowiedziałam cicho.

Avril zamrugała kilka razy i wróciła do bełkotania o rzeczach, które już mnie nie interesowały. Po paru minutach dostała sms.

-Jezu. Przepraszam Cię, ale muszę lecieć. Zapomniałam, że mam dzisiaj wywiad. Chyba sama dojdziesz do szkoły. Pa.-pożegnała się nie czekając na moją reakcję.

Zostałam sama wpatrując się w oddalającą się sylwetkę przyjaciółki. Ruszyłam w kierunku budynku po czym weszłam do niego. Ludzie chodzili wszędzie aby się nie spóźnić. Miałam dopiero piętnaście lat i chodziłam do pierwszej klasy liceum. Nikogo tu nie znałam, a Ci, którzy chcieli ze mną zamienić chociaż słowo to ich spływałam bo wiedziałam, że chodzi o Avril. Jest przecież sławna i ma swoich fanów. To już drugi dzień gdy jestem w tej szkole muzycznej. Wybrałam ją, ponieważ chciałam się doskonalić w moich pasjach. Jeszcze nie do końca ogarniam gdzie się wszystko znajduję. Dzwonek zadzwonił przez co gromada ludzi wpadła na mnie, a ja upadłam na ziemie. Kilka razy próbowałam się podnieść, lecz bez skutku. Wciąż był tu zbyt duży tłum. Nagle przed sobą ujrzałam dłoń, która pozwoliła mi się podnieść. Uczniowie już na mnie nie wpadali, a ja mogłam ujrzeć wysokiego chłopaka. Miał brązowe średnie, oklapnięte włosy i szaroniebieskie oczy. Na twarzy miał wielki uśmiech.

-Cześć, jestem Louis.-przedstawił się.

-Diana.-odpowiedziałam wahając się.

-Więc Diana uważaj następnym razem jeśli nie chcesz być zgnieciona.-powiedział nadal się uśmiechając.

Już miał odchodzić, ale go zatrzymałam.

-Lewis. Możesz mi powiedzieć gdzie jest sala do muzyki ogólnej?-zapytałam.

-Louis.-poprawił mnie praskając śmiechem."

"Kolejny raz zaśmiałam się z słabych żartów Lou. Przez te parę miesięcy staliśmy się najlepszymi przyjaciółmi. Zaczynałam obdarzać go uczuciem, które nie do końca miało się tu znaleźć. A mianowicie przyjaźń. Od chłopaków zawsze trzymałam się z dala, aby nie narazić się na tak zwane ośmieszenie. Jednak on wydawał się być inny. Z każdym dniem, który z nim spędzałam czułam się coraz lepiej. Nie byłam już przybita, smutna, czy rozgoryczona. Czułam, że znów mogę latać. Nie przejmować się problemami codziennymi. Wszystko co mnie otaczało zaczęło uświadamiać mi, że tak na prawdę życie jest piękne. 

A przede wszystkim była tak jak kiedyś.

-Co sądzisz a tym aby iść na paintball?-zapytał znienacka.

Przez chwilę zastanawiałam się na tą propozycją. Wcale nie był to, aż tak głupi pomysł.

-Możemy iść.-odpowiedziałam."


"-Louis, Louis, Louis.-wypowiedziałam te imię setny raz aby zwrócić uwagę swojego przyjaciela na mnie.

-Co chcesz kujonie?-zapytał odrzucając swój telefon na bok i kładąc głowę na moich skrzyżowanych nogach przez co miałam widok na niego z góry.

-Umówiłeś się z nią w końcu?-zadałam pytanie, które siedziało w mojej głowie.

-Jeszcze nie.-odpowiedział speszony.

-A to kiedy? Bo wiesz jako twoja przyjaciółka chce ją poznać.-powiedziałam bawiąc się jego włosami.

-Znasz ją.-podpowiedział.-Więcej nie zdradzę.-podniósł się i pocałował w czoło.-Ja już będę się zbierał. Do jutro kujonku.-pomachał i wyszedł przez okno.

-Nie mów do mnie kujonku, pajacu!-krzyknęłam słysząc jego anielski śmiech."


"-Diana!-krzyknął zapewne Louis będący pod moim balkonem.

Wyszłam na niego aby zobaczyć przyjaciela ubranego w białą koszulę i czarne dopasowane spodnie.

-Gdzieś tyś się tak wystroił co?-zapytałam.

-Musisz mi pomóc.-powiedział.-Ubierz się i zejdź do mnie. Będę czekać w samochodzie.-dodał tajemniczo się uśmiechając."


"Louis zaprowadził mnie na miejsce spotkanie. Nie powiem, ale było tu pięknie. Dach największego wieżowca. Nic tego widoku nie opiszę. Koc rozłożony kilka korków od krawędzi a na nim koszyk pełen smakołyków.

-Zapraszam panią.-powiedział podając mi dłoń i prowadząc na koc.

Zdezorientowana usiadłam i przyglądałam się Louisowi. Rumieńce intensywnie zdobiły jego twarz. Zaczął bawić się palcami.

-Lou?-spytałam niespokojnie.

Jego oczy zostały utkwione w moich.

-Tak?-wypowiadając te słowa przegryzał swoją dolną wargę.

-O co tu chodzi?

Odwrócił wzrok natychmiastowo nawet nie próbując spojrzeć na mnie.

-No bo tak się złożyło... No ten... Bo... Kiedy Cię poznałem... No wiesz... I jakoś tak wyszło...-jąkał się.-Może zjemy?-zapytał.

Kiwnęłam głową, a chłopak zaczął wyciągać moje ulubione jedzenie. Położył koło siebie aby następnie poczęstować mnie kawałkiem ciasta czekoladowego. Moje oczy zrobiły się jak pięciozłotówki. Mam uczulenie na laktozę i nie pozwalano mi jeść takich rzeczy. Delektowałam się, każdym kęsem. Brunet na przeciwko mnie uśmiechał się pod nosem. W ogóle zapomniałam o czym przedtem rozmawialiśmy. Chciałam aby był to udany wieczór."


"Wzięłam truskawkę i zamoczyłam ją w czekoladzie aby później wylądowała na twarzy Louisa. Długo nie był mi dłużny bo po chwili i na mojej znajdowała się czekolada. Wzięłam jej trochę na palce i rzuciłam się na niego pięknie malując mu policzki i czoło.

-Jeszcze nigdy nie wygrałem bitwy na jedzenie.-prychnął udając gniew.-Dasz mi chociaż raz wygrać?-zapytał, a jego udawany gniew zastąpił uśmiech.

-Niech pomyśle.-przerwałam.-Nie!-wykrzyknęłam znów go malując.

Szybko z niego zeszłam i pobiegłam na drugi koniec dachu. Nie miałam dość sprawnej kondycji, więc brązowowłosy musiał być szybszy łapiąc mnie za brzuch i okręcając. Postawił mnie przed sobą.

-Nie ładnie tak uciekać.-przybliżył się jeszcze bliżej chwytając moją twarz w swoje duże dłonie.-Mogę?-zapytał wpatrując się w moje oczy.

Powoli kiwnęłam głową. Serce biło mi jak oszalałe, a dłonie pociły. Motyle w brzuchu latały i mój żołądek się skurczył. Zamknęłam oczy. Miękkie wargi chłopaka wylądowały na moich. Pocałunek był wolny i długi. Nasze usta były idealnie dopasowane do siebie. Wtedy chciałam aby zostało tak na zawsze, ale niestety wszystko się rozsypało."

Obudziłam się cała spocona. Ciężko oddychałam w celu nie uduszenia się.

-To tylko chujowy sen Diana. Nic innego.-wyszeptałam sama do siebie obejmując moje nogi. Kołysałam się to do przodu to do tyłu podśpiewując tylko mi znaną piosenkę.

"Złap mnie za rękę, nauczę Cię tańczyć.
Zakręcę Cię wokół, nie pozwolę upaść.
Czy pozwolisz mi prowadzić, możesz stanąć na moich stopach.
Spróbuj, będzie dobrze.

Pokój cichnie
I teraz jest nasz moment.
Weź to i poczuj to i podtrzymaj to.
Oczy na Ciebie, oczy na mnie.
Robimy to dobrze.

Bo zakochani tańczą, kiedy się zakochują.
Reflektory się świecą, to jest wszystko o nas.
To jest oh, oh, wszystko.
O uh, uh nas
I każde serce w pokoju stopnieje,
To jest uczucie, którego nigdy nie czułam, ale
To jest oh, oh, wszystko o nas."*



***


Każda myśl, która przychodziła mi do głowy albo pojawiała się znikąd wygrywała ze mną bitwę wewnętrzną. Czułam jak pierwszy raz od bardzo długa tracę nad sobą kontrolę. To było silniejsze niż mogłoby się wydawać. Uczucie samotności. Miałam ochotę iść i wyjąć z kosmetyczki rzecz, która tam dawno przepadła. Nie chciałam znów rysować. Rysować kresek o jednym kolorze, ale co poradzić gdy w życiu młodej dziewczyny nic się nie układa? Ból psychiczny opadał coraz bardziej dawno temu. Jednak dziś nie jest jak kiedyś. Teraz mam potrzebę zrobienia tego. Tego czego obiecałam już nie robić. Podobno, każdy ma wybór, ja go nie mam i nigdy nie miałam. Nie ważne co robiłam inni musieli robić to zawsze lepiej. Moje ciało upierało się przed wstaniem i pójścia do pomieszczenia gdzie mogłam być sama, ale coś mi podpowiadało, że nie byłoby to najmądrzejsze rozwiązanie. A co jak ktoś mnie usłyszy? A jeśli zorientują się, że mnie nie ma w pokoju? Zapewne będą szukać. Gówno prawda. Dla kogo niby jestem ważna? Na palcach dotarłam do środka łazienki. Z szafki, która tam się znajdowała wyjęłam moją mniejszą kosmetyczkę, a z bocznej kieszeni srebrne ostrze. Usiadłam na pralce zamykając oczy i znowu analizując moje smętne życie. Kolejna dziewczyna, która myśli, że jeśli będzie się ciąć to stanie się bardziej lubiana. Przyłożyłam ją do mojego nadgarstka by po chwili okaleczyć się.

Naiwna gówniara.

Pierwsza czerwona kreska.

Nic nie znacząca.

Druga. Zagryzłam wargę.

Przez całe życie starająca się jak może i tak zawsze będąca na ostatnim miejscu.

Z trzecią syknęłam przeraźliwie. Szybko jednak przyłożyłam dłoń do ust, a żyletka całkowicie wypadła mi z rąk. Na moje szczęście wylądowała na bucie.


***

-Diana?-usłyszałam pukanie i głos Irlandczyka zza drzwi.

-Hmm?-odblokowałam mój telefon udając, że coś na nim robię.

-Mogę wejść?-zapytał łagodnie.

Wzruszyłam bezradnie ramionami. Drzwi się nieco bardziej rozszerzyły, a do środka wszedł Niall, który w ręku trzymał talerzyk z ciastem. Usiadł na skraju łóżka i wystawił rękę abym zabrała jedzenie. Zwinnym ruchem zabrałam mu to i zaczęłam jeść.

-Dzięki.-mruknęłam z pełną buzią.

-Dlaczego wczoraj tak szybko poszłaś?-zadał pytanie, a ja omal nie wyplułam ciasta.

Milczałam.

Milczałam aby nie rozpłakać się jak małe dziecko.Minęły dopiero 4 dni od przyjechania tu przeze mnie. On nic nie mógł wiedzieć. Wszystko wydawało się inne.

-Zmęczona byłam.-prychnęłam.

Blondyn przeczesał swoje włosy.

-Dzisiaj masz wolne. Możesz się cieszyć.-uśmiechnął się.

-Wreszcie.-mruknęłam niezadowolona z obecności Nialla.-Możesz sobie iść? Wiesz wole zostać chociaż raz sama aby nie patrzeć na Ciebie.

-Ej panienko, uraziłaś moje ego.-powiedział. Prawie bym się uśmiechnęła. Szybko jednak zainterweniowałam. Z kieszeni blondyna zaczęła grać piosenka mojego ulubionego zespołu. Nie wiedziałam, że on też lubi Coldplay! Wyraźnie zdumiona obserwowałam jak wyciąga komórkę i odbiera połączenie.-Dzień dobry... Tak przy telefonie... Serio?!... Nie wierzę... Dobrze... Będę... Dziękuję... Do widzenia...-rozłączył się podskakując w miejscu.

-Co się stało?-zapytałam.

Przestał na chwilę skakać szczerząc się jak głupi do sera.

-Jakie to ja mam szczęście. Tak długo na to czekałem i w końcu mi się udało.-zaczął paplać.

-Przejdź do sedna, frajerze.-powiedziałam.

Skrzywił się na moje sława, ale uśmiech znów zagościł na jego twarzy.

-Dostałem pracę!-krzyknął.

-Gratulacje, a teraz możesz iść.-popchnęłam go w stronę drzwi. Sam chyba już da se radę. Otworzył drzwi za chwilę znów odwracając się w moją stronę.

-Sophia chciała się z tobą wybrać na zakupy. Chcesz?-zapytał.

Tak na serio to potrzebowałam towarzystwa jakieś dziewczyny. Avril nie odzywała się, a na pewno tutaj nie przyjedzie.

-A kiedy?-poprawiłam swoją grzywkę.

-Nie wiem. Daj mi pięć minut.-pokazał ręką i wyszedł.

Mam nadzieję, że coś z tego wyjdzie. Z opisu Zayna wydaję się nawet spoko, ale nie liczę na to abyśmy się zakolegowały. Chętnie spędzę czas na zakupach.

Kurwa.

Zapomniałam o jednym małym szczególe. Nie mam kasy. Szybko spojrzałam w lustro i wybiegłam z pokoju potykając się o własne nogi. Zleciałam dosłownie po schodach i zatrzymałam przed ścianą. Jeszcze mi kurwa by było przyjebać w nią. Odszukałam blondyna, który akurat klepnął swój tyłek na fotelu.

-Jak mam iść niby na zakupy bez kasy?-zapytałam dysząc.

-Paul dał nam trochę pieniędzy dla Ciebie jakby coś się działo.-odpowiedział normalniej na świecie.- Zaraz powinna przyjechać i pojedziecie.-powiadomił mnie.

Wyciągnął zielone papierki i mi je podał. Pięćdziesiąt. To, że jestem bogata.

-To co?-zapytałam bawiąc się skrawkiem mojej koszulki.

Spojrzał na mnie zdziwionym wzrokiem nie rozumiejąc o co mi chodzi.

-Za dziesięć minut będzie.-odpowiedział wywracając oczami.

Kiwnęłam głową próbując nie walnąć jakiegoś głupiego tekstu. Odwróciłam się na pięcie wciąż utrzymując kontakt wzrokowy z blondynem.


***

-Nie wiedziałam, że tutaj jest galeria.-spojrzałam na dość średnich wymiarach budynek, do którego wchodzili ludzie.

Sophia uśmiechnęła się na moją wypowiedź, parkując na wolnym miejscu.

-To jeszcze nie jest taka wieś jak myślałaś.-wymamrotała.

Wyjęła kluczyki ze stacyjki i razem wyszłyśmy zatrzaskując drzwiczki od samochodu. Ruszyłyśmy przed siebie,a paru ludzi odwracała za nami wzroki. Gdy już weszłyśmy do środka, wszędzie mogłam zobaczyć dzieci udające dorosłych. Czasami mnie to na serio wkurzało.

-Przepraszam.-usłyszałam za sobą piskliwy głosik.

Zobaczyłam małą dziewczynkę z kucykiem na czubku głowy. W ręku miała komórkę i próbowała schować swoją twarz w kosmykach swoich włosów, które wypadały z kucyka. Schyliłam się odgarniając je z jej buźki.

-Tak?-zapytałam uśmiechając się przyjaźnie.

-Czy mogę z panią zdjęcie?-powiedziała to tak szybko jakby zaraz miałam ją zabić.

Kucnęłam i objęłam ją ramieniem, podając Shopi telefon. Porobiła kilka zdjęć a ja przytuliłam na pożegnanie moją małą fankę.

-Też bym tak chciała.-zapiszczała brązowowłosa.

-Nie nie chciałabyś. Jest to męczące, ale poznajesz dużo fajnych ludzi. Gdzie idziemy najpierw?-zmieniłam temat kierując się za dziewczyną.

-Może do sklepu z butami?-spytała mrużąc oczy.

Zaciągnęłam rękawy koszuli trochę niżej.

-Chcesz sobie kupić?-palnęłam.

-Nie, wypożyczyć.-mruknęła sarkastycznie.

Po chwili byłyśmy już pod sklepem. Weszłyśmy do niego a Sophia rzuciła się na buty w strefie kobiecej. Co? Jaka strefa kobieca?

-Koleżanko?-zapytałam.

Dziewczyna uniosła wzrok na mnie zostawiając buty z nowej kolekcji Aliego.*

-Co?-odpowiedziała przeżuwając swoją dolną wargę.

-Możemy iść tam.-powiedziałam pokazując sklep na przeciwko nas.

Oczy jej się zaświeciły i pociągnęła mnie za rękę. Zaśmiałam się głośno myśląc, że ten dzień może się jakoś dobrze skończyć.


***

Chodzenie po sklepach z Sophią to nie jest idealny pomysł na spędzanie czasu. Dziewczyna naprawdę jest wspaniała. Świetnie się dogadujemy i mamy tyle samo lat, więc tym lepiej. Już wróciłam i jest około pierwszej nocy. 

Nie chce powtórki z rozgrywki. Nie zniosę tego więcej. Ludzie są kłamliwi. Umieją kłamać w żywe oczy, a potem dziwią się dlaczego im nie ufamy. Wszystko wychodzi na jaw. Coś obiecują, ale nigdy tego nie robią. Zawsze tak będzie, ale sądzę, że na sto procent znajdzie się osoba, która da nam połowę swojego serca. Możliwe, że będzie ich więcej. Jednak lepiej poczekać a potem sprawdzić. A na razie nikomu nie ufać. Przecież wszyscy nas oszukują.




  ______________________________________________________________
* He Is We-All about us ft.Owl City
Tak ciota ze mnie.
Rozdział trochę inny niż poprzednie bo w tych dniach miałam chyba wszystkie emocje jakie mogły być.
Ostatnie słowa nie miały się tu znaleźć, ale dzisiaj dowiedziałam się prawdy o swoich niby "przyjaciółkach" i postanowiłam, że główna bohaterka ma myśleć prawię tak jak ja. Na szczęście mam osoby, które tak nie okłamują mnie, na każdym kroku. Akurat tak się złożyła, że wszystko pasuję do rozdziału.
Następny nie wiem kiedy będzie.
Domel xo
 

sobota, 14 czerwca 2014

Informacja

Rozdział jednak nie pojawi się dzisiaj. Ach taka szkoda. Nie miałam zbytnio czasu, ale gdzieś do środy powinnam się wyrobić. Oceny poprawione co równa się więcej też i czasu. Ogólnie nie napisałam tego dlatego że w poniedziałek te oceny, we wtorek mecz charytatywny gdzie spotkałam  Polskich Siatkarzy i rozmawiałam z samym Żygadło. A później 3 dniowa wycieczka z czego wczoraj wróciłam. Wakacje coraz bliżej co i oznacza więcej rozdziałów. Chyba to na tyle. Ach i BARWA dla Naszych Mistrzów!
Bay.
Domel xo

wtorek, 3 czerwca 2014

Chapter Five


Praca wcale nie jest taka zła. Jest okropna. Chyba, każdy kto miał z nią do czynienia miał jej dość. To wszystko na pewno go przerastało. Właśnie tak jak mnie. Myślałam nad założeniem pamiętnika, ale rozmyśliłam się. Bo co jeśli na przykład taki niebieskooki blondyn wtargnie mi do pokoju i go zajebie? Ośmieszył by mnie. Szybko zmieniam tematy.

Jakieś dziwne szmery obudziły mnie ze snu. Jak ja go kurna złapie to mu dam w pysk. Jednak szmery stawały się to coraz głośniejsze.

-Nawet. Kurwa. Nie. Próbuj. Niall.-wycedziłam nie otwierając oczu. 

Skąd wiedziałam, że to on? Przecież to jest oczywiste.

-Diana!-krzyknął radośnie.-Wstań szybko. Nie warto zmarnować takiego ładnego dnia.-dodał nieco ciszej.

-Tak jasne. Akurat mnie będzie go warto zmarnować. Jeśli już skończyłeś możesz iść.-powiedziałam ochrypłym głosem.

-Ale weź jest fajnie! A do tego dzisiaj moi znajomi przychodzą.-pociągnął mnie za nogę czym spadłam na podłogę.

-Niall!-uniosłam się na łokciach skanując pokój, w którym powinien znajdować się niebieskooki gnojek, ale go nie było.

Pozbierałam się i znów opadłam na łóżko. Próbowałam za wszelką cenę zaś usnąć, lecz nic się nie działo. Czułam się ospała, a za razem wyspana. Nie za bardzo chciało mi się podchodzić do walizek. Z ostatnich sił podniosłam się z materaca i podeszłam do moich ubrań. Usiadłam na podłodze, przed przedmiotem, który chował moje ubrania i inne potrzebne mi do życia rzeczy. Wyciągnęłam białą i prześwitującą koszulkę na ramiączkach z jakimś głupim nadrukiem, a z podłogi chwyciłam moje wczorajsze spodenki. Po co codziennie ubierać inne? Z drugiej walizki zabrałam czarną bieliznę. Po drodze do łazienki przypomniałam sobie o stópkach, więc zawróciłam. Kiedy znalazłam się w pomieszczeniu myślenia od razu odkręciłam kran na zimną wodę i obmyłam swoją twarz. Później zaczęłam ubierać przygotowane przedtem rzeczy. Przejechałam tuszem po moich rzęsach i zabrałam się do mycia zębów. Jeszcze przed wyjściem załatwiłam swoje potrzeby. Weszłam do pokoju odkrywszy, że mam trochę ubrań do prania. Jak to wiem nikt mnie nie obsłuży, więc sama będę musiała to zrobić. Wróciłam do łazienki z brudnymi rzeczami. Powrzucałam je do środka urządzenia. Do pomieszczenia wszedł frajer o blond włosach. W rękach trzymał jakieś ciuchy co oznaczało, że chyba miał takie same plany co ja.

-Nawet nie próbuj prać swoich manetek z moimi skarbami.-ostrzegłam go.

-To jest mój dom.-prychnął.

-Trudno. Ja pierwsza zajęłam pralkę.-powiedziałam. 

Blondyn wzruszył ramionami i rzucił ciuchy do kosza na pranie. Nawet nie zauważyłam, że tu było. Oprał się o wolną ścianę koło drzwi i przyglądał się mi gdy ja próbowałam włączyć to cholerstwo.

-Jak się tego pieprzonego urządzenia używa?-zapytałam sama siebie.

-Może wybierzesz najpierw program a potem naciśniesz taki biały duży guzik?-zaśmiał się. 

Spiorunowałam go wzrokiem na co przestał rżeć, ale uśmiech nie schodził mu z twarzy.

-To nie jest śmieszne, okey? Nigdy tego nie robiłam.-mruknęłam.

-Bo inni robili to za Ciebie.-dokończył. 

Podszedł do mnie wyjmując z jednej szafki jakiś proszek. Otworzył takie coś w pralce i wsypał. Zamknął ustawiając coś na pralce. Nacisnął ostatni guzik, a pralka zaczęła wirować. Odłożył rzeczy na poprzednie miejsca.

-Zapamiętam.-powiadomiłam go.

-Bym zapomniał. Mój tata coś od Ciebie chce. Czeka w kuchni jakby co.-wyszedł.

Przejrzałam się w lustrze i ruszyłam na dół aby stanąć w oko ze starszym panem. Nie widziałam go dość długo. Przy stole gdzie jak już wiem wszyscy jedzą on siedział i czytał jak miewam poranną gazetkę.

-Witaj Diano.-przywitał mnie składając i odkładając czasopismo na bok.

-Hej.-odpowiedziałam.

Bobby popił swoją kawę.

-Chciałbym abyś przygotowała jedzenie dla gości. Mam trochę spraw do załatwienia na mieście.-powiedział spokojnie.

-I sądzisz, że to zrobię?-zapytałam na co kiwnął potwierdzająco głową.-Nie będę robić jedzenia dla jakiś bachorów.-warknęłam.

-Te niektóre bachory są starsze od Ciebie.-mruknął wyraźnie.

-To nie ma znaczenia. Nie zrobię tego.-wymusiłam kpiący uśmieszek. 

Noga mi już cierpła, więc stanęłam na drugiej. Starszy pan wziął swoją filiżankę i odstawił do zlewu. Spojrzał na mnie wymownie. Jednym ruchem głowy zaprzeczyłam. Westchnął.

-Diana.

-Nie.-zaprzeczyłam od razu.

-Ale.

-Nadal nic się nie zmienia.-przerwałam mu.

-Chociaż mnie wysłuchaj, dobrze?-zapytał.

-Nie będę aż taka wredna. Mów, a ja nadal będę tutaj stać, ale Cię nie słuchać.-powiedziałam.

Spojrzałam na niego i zaśmiałam się cicho. Jak ja uwielbiam wkurzać ludzi.

-Dobrze rób co  chcesz. Ja już pójdę.-pożegnał się wychodząc z kuchni.

Prychnęłam na niego i ponuciłam sobie przez chwilę jakąś piosenkę.

-Cześć tato.-usłyszałam niebieskookiego.

 Już miałam iść na górę gdy poczułam rękę obejmującą moją talie. Uniosła mnie i postawiła zaś w kuchni. Chciałam wyszarpać się, ale jak zwykle nic by to nie dało. Przed sobą ujrzałam tego dużego frajera, którego nie widziałam od chwili włączenia pralki.

-No to co? Zabieramy się za przygotowanie jedzenia.-zaczął wyjmować z lodówki rzeczy, które bodajże będą służyć do zjedzenia.

-Ja nie chce.-odetchnęłam zasiadając na poprzednie miejsce starszego pana.

-Ale to zrobisz.

-Nie.

Niall przeszedł obok mnie i poczochrał włosy. Na mojej twarzy pojawił się nie mały grymas. Wstałam, chociaż co dopiero usiadłam i rzuciłam się na niego przez co wylądowaliśmy na podłodze. Rękoczyny chyba były tu przewidziane, nie? Na szczęście to ja byłam na górze i mogłam panować nad sytuacją. Blondyn nie poddawał się i obrócił nas tak, że to ja teraz byłam na dole a on górował. Nacisnęłam z całej siły w wgnieceniu nad obojczykiem przez co syknął. Przygwoździł moje nadgarstki do ziemi i przez chwilę się zastanawiał. Po kilku sekundach chwycił moje biodra i zaczął mnie łaskotać. Niestety mam wszędzie łaskotki. Nawet na szyi. To jest okropne uczucie. Śmiałam się wniebogłosy. Wierciłam się na wszystkie strony świata.

-Dobrze, dobrze poddaję się!-wydusiłam z siebie-Tylko przestań!-brzuch już mnie bolał od tego śmiechu jak i kąciki moich ust.

-Wiedziałem, że to jest twoim słabym punktem.-uśmiechnął się zwycięsko schodząc ze mnie i podając mi rękę, którą chwyciłam aby się podnieść.

Otrzepałam swoje spodnie z niewidzialnego kurzu.

-Teraz zrobimy kanapki i szaszłyki.-mruknął w moją stronę.

-Szaszłyki?-zapytałam zdezorientowana. 

Coś jak coś, ale o szaszłykach nigdy nie słyszałam.   

-No tak. Nabija się na patyk różne mięsa, warzywa, a jak chcesz to nawet owoce.-odpowiedział rozmarzony.

-Zabierzmy się za to jak najszybciej.-pokierowałam swoje ręce pod kran.

Umyłam je, a moje czynności powtórzył niebieskooki. Wzięłam potrzebne rzeczy czyli takie jak chleb, masło, jakaś szynka czy ser i ogórki. Przed sobą postawiłam tacę, na której miały znajdować się kanapki. Chleb pokroiłam trochę krzywo, ale zawsze coś. Posmarowałam go serem, to znaczy masłem. Dałam na niego szynkę i tym razem ser plus ogórki. Robiłam tak kolejne jedzenie a cisza mi w tym nie pomagała.

-Frajerze.-zawołałam go.-To znaczy Niall.-poprawiłam się widząc jego pytającą minę.-Co teraz?-spytałam.

-Poukładaj je na siebie.-poinstruował mnie.

Zrobiłam tak jak kazał. Wszystkie kanapki były na sobie. To zaraz przecież może się przewalić.  
Chyba nie o to mu chodziło.

Właśnie, że o to.


-Dobrze?-szturchnęłam kolegę.

Odwrócił wzrok od swoich szaszłyków i wybuchł śmiechem. 

-To była przenośnia.-odepchnął mnie na bok.-Może ja to zrobię.

Nic nie odpowiedziałam tylko oparłam się o blat. Niall układał je obok siebie i potem na. 

Jednak miałem rację.

Zamknij się. 


Wracając do tematu. Mój kolega skończył układać wszystko na tacy i odstawił ją na stół. Swoje szaszłyki też skończył robić.

-Możemy na jutro upiec ciasto.-powiedział wbijając we mnie oczy.-Błagam.-dodał cicho.

-No nie wiem.-podrapałam swój podbródek udając zamyśloną.

-Proszę, proszę.

-A sam nie możesz sobie zrobić?

-No nie. Do tego potrzebuję też Ciebie.-uśmiechnął się po raz kolejny.

-Co za to będę miała?

-Jeden dzień wolny. Tylko proszę zróbmy ciasto.

Zastanowiłam się chwilę. No bo czemu mu nie pomóc? Przynajmniej będzie ciasto, ale z drugiej strony będę miła. Idioto będzie ciasto!

-Okey.-zgodziłam się.

Wzięliśmy się do pracy. Ja nie wiedziałam gdzie są niektóre składniki potrzebne na masę. Jedynie podeszłam do lodówki i wyciągnęłam z niej jajka i mleko. Kiedy wszystko było już przygotowane do miski wbiłam dwa jajeczka. Jak cokolwiek to brzmi. Niall wlał mleko a zaraz po tym zaczął mieszać. 

-Gdzie jest mąka?-rozejrzałam się po pomieszczeniu.

-Druga szafka, górna półka.-wskazał palcem.

Szybkim krokiem znalazłam się koło niej i wyciągnęłam potrzebną mi rzecz. Gdy chciałam zawrócić potknęłam się o sama nie wiem co i zawartość białego pyłu wylądowała na blondynie. Posłałam mu przepraszające spojrzenie po czym wybuchłam śmiechem. Tak zaczęła się wojna na mąkę.


***

Wieczór zbliżał się dużymi krokami. Na dworze zrobiła się trochę chłodniej, więc pozwoliłam sobie pożyczyć bluzę. Na pniach wokół ogniska już wszyscy siedzieli. Wyszłam, a każdy z nich mnie powitał. Dziwne uczucie nie być rozpoznawalną. Diana przecież to jest wieś. Ach no tak, zapomniałam. Bobby gdy wrócił kazał mi iść i poznać nowych ludzi. Nie za bardzo się z tego cieszę. Usiadłam koło pierwszego lepszego idioty. Okazał się nim być czarnowłosy chłopak, który chyba jako jedyny trzymał butelkę piwa. Zauważyłam jakby to powiedzieć plastika. 

Wow.

W czym wy gustujecie. Chłopcy. Laska przyklejała się chyba nawet do drzewa i miała pierdoloną ładną twarz jak i ciemne oczy. Włosy były kasztanowe co mi nie przypadło do gustu. 

Nadal była plastikiem. 

-Ona jest taka głupia czy tylko udaję?-zapytałam chłopaka obok mnie.

-Zdaję mi się, że chyba bardziej pojebana. Nie lubię jej. Nie mam najmniejszego pojęcia co ona robi w naszej paczce.-odpowiedział przenosząc swój wzrok na mnie i potem znowu na ogień, który ogrzewał nasze ciała.

-Diana.-wyciągnęłam rękę w jego stronę.

-Zayn.-przedstawił się.-Nigdy Cię tu nie widziałem. Co ty tutaj robisz? Niall chyba nie znalazł sobie takiej dziewczyny.

-Sądzisz, że jestem brzydka?-zaśmiał się z mojego pytanie.

-Raczej chodząca sex bomba.

-Ta.

-Ja Cię chyba gdzieś widziałem.

-Telewizja, internet?-spytałam.

-Ty jesteś tą piosenkarką. Ta co Hazza za nią lata.-powiedział domyślając się wszystkiego.

-Tak to ja. Zostałam tu wysłana aby stać się dobrą dziewczynką.-skrzyżowałam nogi.

-Ach szkoda mi Cię.-mruknął z udawanym współczuciem. Tak strasznie chciałam poczuć smak piwa, więc wyrwałam mu butelkę i przechyliłam do moich ust. Ulga.-Ej to moje!

-Sorry, dawno nie piłam.

-Czyli?-odebrał piwo z moich rąk.

-Pięć dni.-zaśmiałam się. Bardzo łatwo mnie upić, ale myślę mniej więcej świadomie.

-Szalejesz. W przyszła środę o dwudziestej jest domówka Josha. Mogę Cię podwieźć.-zaproponował mi całką niezłą ofertę.

-Trzeba uważać na Nialla.

-Da się zrobić.-wyciągnął ze swojej kieszenie kartkę z cyframi.-Mój numer. Jakby co to dzwoń.

-A tak z innej beczki. Kim oni są?-zapytałam wskazując na ludzi, którzy chyba nas nawet nie zauważyli.

-Ten w lokach to Harry. Jak już słyszałem to go poznałeś. Dla niektórych kobieciarz, chociaż ma największy szacunek do kobiet na tej ziemi. Niall ciągle chodzi głodny, jest miły, zabawny. Ten to...

-Liam.-powiedziałam.-Wydaję się na miłego i pomocnego.

-Bo taki jest. Nie lubi gadać o swojej przeszłości.-opowiedział.-Nicole jest plastikiem. Ma w chuj tapety na mordzie. Każdy koleś w szkolę się za nią obraca. Jest wredna, głupia i pojebana. Ostatnia to Sophia. Jest miła, rozumie każdego i jeszcze go tutaj nie ma, ale jest wybredny, szalony, zabawny, czasami wkurwiający.-opisał chłopaka. 

-Sorry za spóźnienie.-odezwał się głos gdzieś koło drzwi wyjściowych.

-A to jest.-już miał go przestawiać.

-Louis.-syknęłam.

To nie jest prawda.





  ______________________________________________________________
 Nie sprawdzane!
Dwa tygodnie nie starczyły xd
Tak czy siak się nie wyrobiłam :c
Będę miała przez kilka dni wolne.
Kolejny 14.06
 Domel xo