niedziela, 29 czerwca 2014

Chapter Seven

Kolejne dni zapowiadają się coraz ciekawiej. No może poza budzeniem mnie przez Nialla. O porannym frajerze chyba nie muszę mówić jak wyciągał mnie z łóżka na siłę.

Wychodząc z mojego pokoju powiedział tylko, że dzisiaj idziemy zbierać owoce na pole i żebym nie ubierała się przypadkiem w moje najlepsze ciuchy, dlatego rzucił mi jakieś ogrodniczki. Nie były brzydkie czy też zbyt piękne. Postanowiłam je ubrać bo jakby coś się stało moim rzeczom to sobie nie daruję. Ubrałam jakąś czarną koszulę, tak aby nie było widać moich rąk i poszłam obstawić się do toalety, z której nie wychodziłam ponad dwie godziny, aby zrobić jak najmniej bo wiedziałam, że i tak nie uda mi się uciec od nich. Nawet już nie mam na to siły.

Kiedy już postanowiłam wyjść szybko wyminęłam starszego pana i wzięłam blondynowi z ręki kawę. Zdezorientowany podniósł na mnie wzrok gdy już wypiłam ją całą. Odstawiłam kubek na stół i uśmiechnęłam się, ale mina od razu mi zrzedła kiedy przypomniałam sobie gdzie jestem.

Cholera.

-Długo Ci zeszło.-jęknął Niall.-Idź ubieraj swoje buty i idziemy.-powiadomił mnie pokazując na tylne drzwi.

Przewróciłam oczami, ale zrobiłam tak jak mi kazał.

Sophia obiecała, że pomoże mi wymknąć się z domku, ponieważ sama też idzie na domówkę, a nie chce iść tylko z czarnowłosym. Jestem szczerze podekscytowana tym wszystkim, ale przestańmy na chwilę o tym myśleć. Muszę iść.

Założyłam na moje nogi trampki i ślimaczym tempem skierowałam się do drzwi gdzie stał niebieskooki. Widać było, że mu się nudzi bo chyba nie, każdy człowiek namierza coś na palcu i udaję, że strzela. Zaśmiałam się zakrywając ręką moje usta. Niall trochę zagubiony zaczął się rozglądać dookoła dopóki nie natrafił na mnie. Pokazał ręką abym wyszła i tak też zrobiłam. Zeszliśmy ze schodów i szliśmy w ramię w ramię. Ścieżka była już wydeptana, a wokół niej były słoneczniki. Normalnie jak w filmie. Blondyn zeskanował mnie z góry do dołu i znów zaczął jechać do góry. Uśmiechnął się.

-Wiedziałem, że jakoś będziesz w tym wyglądać.-odezwał się.

-Przecież idę na modelkę, nie wiedziałeś?-zapytałam żartobliwie.

-Och, przepraszam Cię przez ten nadmiar pracy zapomniałem w ogóle.-odpowiedział odchylając głowę i śmiejąc się jak mały dzieciak.

-Co to kurwa za menadżer?-fuknęłam.

-Przystojny.-pokiwał głową.

Pokręciłam głową ze śmiechu i zaczęłam potykać się o własne nogi. Prawie bym się wywróciła gdyby nie Niall, który w ostatnim momencie mnie złapał. Postawił równo i dalej szliśmy. Na zakręcie to on się wywalił na kolana, a ja stałam i robiłam zdjęcia. Przewrócił oczami próbując wstać, ale marnie mu to szło.

-Jeny, jaka ciota z Ciebie.-oznajmiłam.

-Sama byś się wywaliła, gdyby nie ja. Powinnaś teraz błagać mnie o przebaczenie.-splunął uśmiechając się.

-No tak.-mruknęłam gdy już się podniósł.

Otrzepał ręce jak i spodnie. Ruszyliśmy dalej co chwilę posyłając sobie wredne uśmieszki i spojrzenia. Pomrukiwałam cicho pod nosem śpiewają.

" Kiedy robisz, co w twojej mocy, ale nie osiągasz celu
Kiedy dostajesz to, czego chcesz, ale nie to, czego potrzebujesz
Kiedy czujesz się taki zmęczony, ale nie możesz spać
Nie potrafisz pójść dalej
"

"Kiedy te łzy spływają po twojej twarzy
Kiedy tracisz coś, czego nie możesz niczym zastąpić
Kiedy kogoś kochasz, ale wszystko idzie na marne
Czy mogłoby być gorzej?
"

Dołączył się do mnie Niall, który szczerze mówiąc zaskoczył mnie swoim głosem. Posłał mi lekki uśmiech zachęcając abym śpiewała dalej. Tak też zrobiłam. 

"W końcu znajdziesz swoją drogę do celu
Która da Ci iskierkę nadziei
"

"A ja spróbuję cię naprawić"*

Dokończył popychając mnie na słoneczniki. Nie odezwałam się już.
 
Po kilku minutach wreszcie doszliśmy na miejsce. Rośliny ustawione w rządkach. Jest ich chyba ze sto. Niedaleko nas były postawione koszyki, które zapewne były dla nas.

-No to czas zabrać się do roboty.-poinformował mnie chłopak ruszając w ich stronę i rzucając mi jeden.

Prychnęłam idąc za nim. Stanęliśmy przed, którymś tam rządkiem i weszliśmy w głąb. Niektóre gałęzie walały się wszędzie. Blondyn stanął i przykucnął zrywając jak mogłam zauważyć truskawki. Dziwne, że byliśmy tu tylko my, ale to i tak dobrze.

-Dobra, to ty sobie zbieraj to wszystko a ja sobie popiszę z kimś.-powiedziałam.

-Oj nie kochana, ty też zbieraj inaczej będziesz sprzątać stajnie.-dodał.

-Ty nie mówisz poważnie, nie?-zapytałam mając minę zbitego psa.

-Mówię całkowicie poważnie, panienko.

Machnęłam ręką i poszłam trochę dalej od niego. Usiadłam po turecku zrywając truskawki. Kiedy już miałam napełniony koszyk zaczęłam tam ich trochę podjadać i obserwowałam chłopaka. Nic za ciekawego nie robił, więc wzięłam jedną małą roślinkę i rzuciłam w niego od razu się odwracając i udając, że coś robię. Po chwili dostałam czymś w ramię, odwróciłam się aby zobaczyć tą samą truskawkę. Spojrzałam na niebieskookiego, ale on robił to co wcześniej. Podniosłam brew i znów odrzuciłam owoc. Zaś dostałam, ale tym razem w policzek. Lekko wkurwiona podniosłam swój wzrok na Nialla, który jakby nigdy nic podnosił się z uśmiechem na twarzy. Zrobiłam to samo i ruszyłam w jego stronę.

-Ile jeszcze?-zapytałam.

-Cztery koszyki.-mruknął żując wargę i podając mi następny koszyczek.

Westchnęłam idąc wzdłuż rzędów roślin. Słońce coraz bardziej zachodziło,a ja nadal nie uzbierałam tyle owoców ile trzeba było. Już powoli przestałam myśleć o pracy, a zaczęłam zastanawiać się co robi Ed, Avril czy nawet mój głupi straszy brat. Wiem, że z Edem się ostatnio pokłóciłam jak i ze wszystkimi, ale szczerze tęsknie za nimi. Avril na pewno teraz ma jakąś galę, na której ja też bym była. Mój brat mizia się z Jo. Jak ja jej nie lubię. I został nam Ed. Mam taką chęć do niego zadzwonić czy nawet napisać, ale to on zaczął, więc powinien pierwszy napisać i przeprosić rzecz jasna.

Z moich przemyśleń wyrwał mnie szelest liści. Wiatr nie wiał co było dziwne, ale postanowiłam to zignorować. Gdy następne pięć razy tak się stało nie wytrzymałam i wstałam na równe nogi rozglądając się dookoła aby dotrzeć do źródła dźwięku. Dobiegało to z prawej strony, więc tam się udałam. Po chwili usłyszałam jakieś skomlenia, a za średnich krzaków zobaczyłam chyba najpiękniejsze stworzenie na świecie. Takie małe i... i wspaniałe. 

-Niall!-zawołałam, ale nigdzie go nie ujrzałam.-Niall!-zawołałam głośniej.

-Co?-zapytał głos za mną przez co się wystraszyłam.

-Patrz kogo tu znalazłam.-uśmiechnęłam się głaszcząc psa.

Niall podszedł bliżej i z uwagą przypatrywał się stworzeniu.

-Co chcesz z nim zrobić?-spytał.

-Możemy go przygarnąć?-błagałam.-Proszę! Będę się nim opiekować jak należy i będę go wyprowadzać na dwór co chwilę i wszystko inne co z nim związane.-klękłam przed nim trzymając psa na rękach. 

Był on biały jak śnieg i taki słodki.

Niebieskooki frajer zastanawiał się przez dłuższą chwilę.

-No nie wiem. Na psa trzeba wydać kasę.-oparł swoje ręce o biodra.

Za to ja zrobiłam minę tak zwanego kota ze Shreka.

-Proszę.-jęknęłam przegryzając policzek od wewnątrz.-Zrobię wszystko, a poza tym nie można tak biednego psa zostawić samego na polu. Nie wiadomo co tu się kręci.-fuknęłam.

-Możemy go zawsze komuś oddać.-zmarszczył czoło.

-Nie!-krzyknęłam, a blondyn się zaśmiał.

Pies dla, którego jeszcze nie miałam imienia zaszczekał szczęśliwie merdając ogonem.

-Dobra, zgadzam się, ale mam u ciebie przysługę, pamiętaj.-pokiwał palcem.

Niall wziął jakiś sznurek i zrobił z niego prowizoryczną smycz dla malca. Podniósł swoje koszyki i ruszył na drogę, z której tu się dostaliśmy.

-Możemy się już zbierać? Robi się ciemno.-spytałam się.

Rzeczywiście robiło się ciemno. Nie wiem ile czasu tu przesiedzieliśmy, ale słońce zachodziło za horyzontem.

-Jasne, tylko patrz się czy Ci nie ucieka.-ostrzegł.

Pokiwałam głową i ruszyłam za nim niosąc dwa koszyki na sobie i jeden w ręce. Smycz na szczęście miałam obwiązaną na nadgarstku co trochę mnie szczypało. Kurna nie pomyślałam o tym.

-Jak chcesz ją nazwać?-zapytał blondyn w czasie drogi do domku.

-Skąd możesz wiedzieć, że to ona?-prychnęłam,a  on popatrzał na mnie jak na idiotkę aby później się roześmiać.-Dobra o nic nie pytałam.-zaczerwieniłam się. Co kurwa?

-Może Hope?-spytał.

-Hope to nie imię dla psa.-wywróciłam oczami.

-Więc jak?-zapytał kolejny raz.

-Joki!-wykrzyczeliśmy w tym samym momencie.

Zaczęliśmy się śmiać wniebogłosy. Tak ten dzień mogę zaliczyć do udanych.


 ______________________________________________________________
 Witam!
Rozdział pojawił się jeszcze w tygodniu. Dosyć krótki bo dzisiaj go napisałam aby zdążyć.
Wakacje się już zaczęły, więc mogę już zacząć pisać następny :D
To tyle.
Domel xo


1 komentarz: