wtorek, 3 czerwca 2014

Chapter Five


Praca wcale nie jest taka zła. Jest okropna. Chyba, każdy kto miał z nią do czynienia miał jej dość. To wszystko na pewno go przerastało. Właśnie tak jak mnie. Myślałam nad założeniem pamiętnika, ale rozmyśliłam się. Bo co jeśli na przykład taki niebieskooki blondyn wtargnie mi do pokoju i go zajebie? Ośmieszył by mnie. Szybko zmieniam tematy.

Jakieś dziwne szmery obudziły mnie ze snu. Jak ja go kurna złapie to mu dam w pysk. Jednak szmery stawały się to coraz głośniejsze.

-Nawet. Kurwa. Nie. Próbuj. Niall.-wycedziłam nie otwierając oczu. 

Skąd wiedziałam, że to on? Przecież to jest oczywiste.

-Diana!-krzyknął radośnie.-Wstań szybko. Nie warto zmarnować takiego ładnego dnia.-dodał nieco ciszej.

-Tak jasne. Akurat mnie będzie go warto zmarnować. Jeśli już skończyłeś możesz iść.-powiedziałam ochrypłym głosem.

-Ale weź jest fajnie! A do tego dzisiaj moi znajomi przychodzą.-pociągnął mnie za nogę czym spadłam na podłogę.

-Niall!-uniosłam się na łokciach skanując pokój, w którym powinien znajdować się niebieskooki gnojek, ale go nie było.

Pozbierałam się i znów opadłam na łóżko. Próbowałam za wszelką cenę zaś usnąć, lecz nic się nie działo. Czułam się ospała, a za razem wyspana. Nie za bardzo chciało mi się podchodzić do walizek. Z ostatnich sił podniosłam się z materaca i podeszłam do moich ubrań. Usiadłam na podłodze, przed przedmiotem, który chował moje ubrania i inne potrzebne mi do życia rzeczy. Wyciągnęłam białą i prześwitującą koszulkę na ramiączkach z jakimś głupim nadrukiem, a z podłogi chwyciłam moje wczorajsze spodenki. Po co codziennie ubierać inne? Z drugiej walizki zabrałam czarną bieliznę. Po drodze do łazienki przypomniałam sobie o stópkach, więc zawróciłam. Kiedy znalazłam się w pomieszczeniu myślenia od razu odkręciłam kran na zimną wodę i obmyłam swoją twarz. Później zaczęłam ubierać przygotowane przedtem rzeczy. Przejechałam tuszem po moich rzęsach i zabrałam się do mycia zębów. Jeszcze przed wyjściem załatwiłam swoje potrzeby. Weszłam do pokoju odkrywszy, że mam trochę ubrań do prania. Jak to wiem nikt mnie nie obsłuży, więc sama będę musiała to zrobić. Wróciłam do łazienki z brudnymi rzeczami. Powrzucałam je do środka urządzenia. Do pomieszczenia wszedł frajer o blond włosach. W rękach trzymał jakieś ciuchy co oznaczało, że chyba miał takie same plany co ja.

-Nawet nie próbuj prać swoich manetek z moimi skarbami.-ostrzegłam go.

-To jest mój dom.-prychnął.

-Trudno. Ja pierwsza zajęłam pralkę.-powiedziałam. 

Blondyn wzruszył ramionami i rzucił ciuchy do kosza na pranie. Nawet nie zauważyłam, że tu było. Oprał się o wolną ścianę koło drzwi i przyglądał się mi gdy ja próbowałam włączyć to cholerstwo.

-Jak się tego pieprzonego urządzenia używa?-zapytałam sama siebie.

-Może wybierzesz najpierw program a potem naciśniesz taki biały duży guzik?-zaśmiał się. 

Spiorunowałam go wzrokiem na co przestał rżeć, ale uśmiech nie schodził mu z twarzy.

-To nie jest śmieszne, okey? Nigdy tego nie robiłam.-mruknęłam.

-Bo inni robili to za Ciebie.-dokończył. 

Podszedł do mnie wyjmując z jednej szafki jakiś proszek. Otworzył takie coś w pralce i wsypał. Zamknął ustawiając coś na pralce. Nacisnął ostatni guzik, a pralka zaczęła wirować. Odłożył rzeczy na poprzednie miejsca.

-Zapamiętam.-powiadomiłam go.

-Bym zapomniał. Mój tata coś od Ciebie chce. Czeka w kuchni jakby co.-wyszedł.

Przejrzałam się w lustrze i ruszyłam na dół aby stanąć w oko ze starszym panem. Nie widziałam go dość długo. Przy stole gdzie jak już wiem wszyscy jedzą on siedział i czytał jak miewam poranną gazetkę.

-Witaj Diano.-przywitał mnie składając i odkładając czasopismo na bok.

-Hej.-odpowiedziałam.

Bobby popił swoją kawę.

-Chciałbym abyś przygotowała jedzenie dla gości. Mam trochę spraw do załatwienia na mieście.-powiedział spokojnie.

-I sądzisz, że to zrobię?-zapytałam na co kiwnął potwierdzająco głową.-Nie będę robić jedzenia dla jakiś bachorów.-warknęłam.

-Te niektóre bachory są starsze od Ciebie.-mruknął wyraźnie.

-To nie ma znaczenia. Nie zrobię tego.-wymusiłam kpiący uśmieszek. 

Noga mi już cierpła, więc stanęłam na drugiej. Starszy pan wziął swoją filiżankę i odstawił do zlewu. Spojrzał na mnie wymownie. Jednym ruchem głowy zaprzeczyłam. Westchnął.

-Diana.

-Nie.-zaprzeczyłam od razu.

-Ale.

-Nadal nic się nie zmienia.-przerwałam mu.

-Chociaż mnie wysłuchaj, dobrze?-zapytał.

-Nie będę aż taka wredna. Mów, a ja nadal będę tutaj stać, ale Cię nie słuchać.-powiedziałam.

Spojrzałam na niego i zaśmiałam się cicho. Jak ja uwielbiam wkurzać ludzi.

-Dobrze rób co  chcesz. Ja już pójdę.-pożegnał się wychodząc z kuchni.

Prychnęłam na niego i ponuciłam sobie przez chwilę jakąś piosenkę.

-Cześć tato.-usłyszałam niebieskookiego.

 Już miałam iść na górę gdy poczułam rękę obejmującą moją talie. Uniosła mnie i postawiła zaś w kuchni. Chciałam wyszarpać się, ale jak zwykle nic by to nie dało. Przed sobą ujrzałam tego dużego frajera, którego nie widziałam od chwili włączenia pralki.

-No to co? Zabieramy się za przygotowanie jedzenia.-zaczął wyjmować z lodówki rzeczy, które bodajże będą służyć do zjedzenia.

-Ja nie chce.-odetchnęłam zasiadając na poprzednie miejsce starszego pana.

-Ale to zrobisz.

-Nie.

Niall przeszedł obok mnie i poczochrał włosy. Na mojej twarzy pojawił się nie mały grymas. Wstałam, chociaż co dopiero usiadłam i rzuciłam się na niego przez co wylądowaliśmy na podłodze. Rękoczyny chyba były tu przewidziane, nie? Na szczęście to ja byłam na górze i mogłam panować nad sytuacją. Blondyn nie poddawał się i obrócił nas tak, że to ja teraz byłam na dole a on górował. Nacisnęłam z całej siły w wgnieceniu nad obojczykiem przez co syknął. Przygwoździł moje nadgarstki do ziemi i przez chwilę się zastanawiał. Po kilku sekundach chwycił moje biodra i zaczął mnie łaskotać. Niestety mam wszędzie łaskotki. Nawet na szyi. To jest okropne uczucie. Śmiałam się wniebogłosy. Wierciłam się na wszystkie strony świata.

-Dobrze, dobrze poddaję się!-wydusiłam z siebie-Tylko przestań!-brzuch już mnie bolał od tego śmiechu jak i kąciki moich ust.

-Wiedziałem, że to jest twoim słabym punktem.-uśmiechnął się zwycięsko schodząc ze mnie i podając mi rękę, którą chwyciłam aby się podnieść.

Otrzepałam swoje spodnie z niewidzialnego kurzu.

-Teraz zrobimy kanapki i szaszłyki.-mruknął w moją stronę.

-Szaszłyki?-zapytałam zdezorientowana. 

Coś jak coś, ale o szaszłykach nigdy nie słyszałam.   

-No tak. Nabija się na patyk różne mięsa, warzywa, a jak chcesz to nawet owoce.-odpowiedział rozmarzony.

-Zabierzmy się za to jak najszybciej.-pokierowałam swoje ręce pod kran.

Umyłam je, a moje czynności powtórzył niebieskooki. Wzięłam potrzebne rzeczy czyli takie jak chleb, masło, jakaś szynka czy ser i ogórki. Przed sobą postawiłam tacę, na której miały znajdować się kanapki. Chleb pokroiłam trochę krzywo, ale zawsze coś. Posmarowałam go serem, to znaczy masłem. Dałam na niego szynkę i tym razem ser plus ogórki. Robiłam tak kolejne jedzenie a cisza mi w tym nie pomagała.

-Frajerze.-zawołałam go.-To znaczy Niall.-poprawiłam się widząc jego pytającą minę.-Co teraz?-spytałam.

-Poukładaj je na siebie.-poinstruował mnie.

Zrobiłam tak jak kazał. Wszystkie kanapki były na sobie. To zaraz przecież może się przewalić.  
Chyba nie o to mu chodziło.

Właśnie, że o to.


-Dobrze?-szturchnęłam kolegę.

Odwrócił wzrok od swoich szaszłyków i wybuchł śmiechem. 

-To była przenośnia.-odepchnął mnie na bok.-Może ja to zrobię.

Nic nie odpowiedziałam tylko oparłam się o blat. Niall układał je obok siebie i potem na. 

Jednak miałem rację.

Zamknij się. 


Wracając do tematu. Mój kolega skończył układać wszystko na tacy i odstawił ją na stół. Swoje szaszłyki też skończył robić.

-Możemy na jutro upiec ciasto.-powiedział wbijając we mnie oczy.-Błagam.-dodał cicho.

-No nie wiem.-podrapałam swój podbródek udając zamyśloną.

-Proszę, proszę.

-A sam nie możesz sobie zrobić?

-No nie. Do tego potrzebuję też Ciebie.-uśmiechnął się po raz kolejny.

-Co za to będę miała?

-Jeden dzień wolny. Tylko proszę zróbmy ciasto.

Zastanowiłam się chwilę. No bo czemu mu nie pomóc? Przynajmniej będzie ciasto, ale z drugiej strony będę miła. Idioto będzie ciasto!

-Okey.-zgodziłam się.

Wzięliśmy się do pracy. Ja nie wiedziałam gdzie są niektóre składniki potrzebne na masę. Jedynie podeszłam do lodówki i wyciągnęłam z niej jajka i mleko. Kiedy wszystko było już przygotowane do miski wbiłam dwa jajeczka. Jak cokolwiek to brzmi. Niall wlał mleko a zaraz po tym zaczął mieszać. 

-Gdzie jest mąka?-rozejrzałam się po pomieszczeniu.

-Druga szafka, górna półka.-wskazał palcem.

Szybkim krokiem znalazłam się koło niej i wyciągnęłam potrzebną mi rzecz. Gdy chciałam zawrócić potknęłam się o sama nie wiem co i zawartość białego pyłu wylądowała na blondynie. Posłałam mu przepraszające spojrzenie po czym wybuchłam śmiechem. Tak zaczęła się wojna na mąkę.


***

Wieczór zbliżał się dużymi krokami. Na dworze zrobiła się trochę chłodniej, więc pozwoliłam sobie pożyczyć bluzę. Na pniach wokół ogniska już wszyscy siedzieli. Wyszłam, a każdy z nich mnie powitał. Dziwne uczucie nie być rozpoznawalną. Diana przecież to jest wieś. Ach no tak, zapomniałam. Bobby gdy wrócił kazał mi iść i poznać nowych ludzi. Nie za bardzo się z tego cieszę. Usiadłam koło pierwszego lepszego idioty. Okazał się nim być czarnowłosy chłopak, który chyba jako jedyny trzymał butelkę piwa. Zauważyłam jakby to powiedzieć plastika. 

Wow.

W czym wy gustujecie. Chłopcy. Laska przyklejała się chyba nawet do drzewa i miała pierdoloną ładną twarz jak i ciemne oczy. Włosy były kasztanowe co mi nie przypadło do gustu. 

Nadal była plastikiem. 

-Ona jest taka głupia czy tylko udaję?-zapytałam chłopaka obok mnie.

-Zdaję mi się, że chyba bardziej pojebana. Nie lubię jej. Nie mam najmniejszego pojęcia co ona robi w naszej paczce.-odpowiedział przenosząc swój wzrok na mnie i potem znowu na ogień, który ogrzewał nasze ciała.

-Diana.-wyciągnęłam rękę w jego stronę.

-Zayn.-przedstawił się.-Nigdy Cię tu nie widziałem. Co ty tutaj robisz? Niall chyba nie znalazł sobie takiej dziewczyny.

-Sądzisz, że jestem brzydka?-zaśmiał się z mojego pytanie.

-Raczej chodząca sex bomba.

-Ta.

-Ja Cię chyba gdzieś widziałem.

-Telewizja, internet?-spytałam.

-Ty jesteś tą piosenkarką. Ta co Hazza za nią lata.-powiedział domyślając się wszystkiego.

-Tak to ja. Zostałam tu wysłana aby stać się dobrą dziewczynką.-skrzyżowałam nogi.

-Ach szkoda mi Cię.-mruknął z udawanym współczuciem. Tak strasznie chciałam poczuć smak piwa, więc wyrwałam mu butelkę i przechyliłam do moich ust. Ulga.-Ej to moje!

-Sorry, dawno nie piłam.

-Czyli?-odebrał piwo z moich rąk.

-Pięć dni.-zaśmiałam się. Bardzo łatwo mnie upić, ale myślę mniej więcej świadomie.

-Szalejesz. W przyszła środę o dwudziestej jest domówka Josha. Mogę Cię podwieźć.-zaproponował mi całką niezłą ofertę.

-Trzeba uważać na Nialla.

-Da się zrobić.-wyciągnął ze swojej kieszenie kartkę z cyframi.-Mój numer. Jakby co to dzwoń.

-A tak z innej beczki. Kim oni są?-zapytałam wskazując na ludzi, którzy chyba nas nawet nie zauważyli.

-Ten w lokach to Harry. Jak już słyszałem to go poznałeś. Dla niektórych kobieciarz, chociaż ma największy szacunek do kobiet na tej ziemi. Niall ciągle chodzi głodny, jest miły, zabawny. Ten to...

-Liam.-powiedziałam.-Wydaję się na miłego i pomocnego.

-Bo taki jest. Nie lubi gadać o swojej przeszłości.-opowiedział.-Nicole jest plastikiem. Ma w chuj tapety na mordzie. Każdy koleś w szkolę się za nią obraca. Jest wredna, głupia i pojebana. Ostatnia to Sophia. Jest miła, rozumie każdego i jeszcze go tutaj nie ma, ale jest wybredny, szalony, zabawny, czasami wkurwiający.-opisał chłopaka. 

-Sorry za spóźnienie.-odezwał się głos gdzieś koło drzwi wyjściowych.

-A to jest.-już miał go przestawiać.

-Louis.-syknęłam.

To nie jest prawda.





  ______________________________________________________________
 Nie sprawdzane!
Dwa tygodnie nie starczyły xd
Tak czy siak się nie wyrobiłam :c
Będę miała przez kilka dni wolne.
Kolejny 14.06
 Domel xo

1 komentarz: